Jedwab.
" Moje stopy same ruszyły przed siebie. Minęłam obrazy z jedwabiu, na których chińskie mistrzynie malują za pomocą nitek. Kiedyś była to miejscowa tradycja, równie słynna jak sprowadzanie tybetańskich koni i karawany transportujące herbatę. Potem w czasach Rewolucji Kulturalnej niszczono warsztaty i tradycje, a teraz rząd wspiera nieliczne artystki, które z nitki jedwabiu tak cienkiej, że jest niewidoczna w powietrzu, potrafią stworzyć oszałamiający obraz. Znów się zatrzymałam i westchnęłam. Wszystko tu jest poskładane z dwóch części - pięknej i brzydkiej. Z jednej strony obrazy haftowane najdelikatniejszymi nitkami jedwabiu są naprawdę cudownie piękne. Ale z drugiej strony... Czy wiecie skąd się biorą takie nitki? Dawno, dawno temu na gałęziach morwy żyły dzikie jedwabniki. Nie wadziły nikomu, zjadając liście z drzewa, którym nikt inny się nie interesował. Ale niedaleko żył ciekawski gatunek stworzenia, które oprócz jedzenia i spania wciąż kombinowało jak zmienić świat dookoła. Pewnego dnia człowiek zobaczył na morwie białe kokony. Zajrzał do środka. Znalazł tam słodko uśpioną larwę, ale zorientował się też, że posłanie, jakie sobie umościła, było najdelikatniejsze na świecie. Więc zabrał jej łóżko i zaczął kombinować co może z nim zrobić dla siebie. I tak odkrył jedwabną nić. Stąd bardzo blisko było do pomysłu, żeby z nitki tej utkać większą całość. I żeby nie kłopotać się z szukaniem morw i larw, postanowił sprowadzić je na stałe do swojego świata. Udomowił. Dzisiaj nigdzie nie można już spotkać dzikich jedwabników, bo od kilku tysięcy lat owady te są niewolnikami ludzi, dla których tkają i umierają. A raczej, przepraszam, mówiąc dokładnie: tkają i są zabijane. Jedwabnik składa jajka, z których wykluwają się larwy. Bardzo głodne. Mają wielki apetyt i równie wielkie paszcze, którymi bez wytchnienia pożerają liście morwy. Całe ich życie to nieustanna uczta, podczas której rosną tak szybko, że przestają się mieścić we własnej skórze. Zrzucają więc ją cztery razy, pokrywając się nową, większą i bardziej wygodną, a kiedy przychodzi piąty raz, larwy są już tak tłuste i pękate, że mogą rozpocząć następny etap. Wtedy właśnie z wiecznego ucztowania łatwa przechodzi na ścisły post. Zawija się w ciepłą i puchatą kołdrę utkaną z jedwabistej wydzieliny gruczołów ślinowych i zapada w drzemkę. Czeka na najpiękniejszy moment w życiu każdego motyla, kiedy poczuje w sobie siłę, odkryje, że ma skrzydła i zapragnie pofrunąć. Na razie jednak nie rusza się i nie ma kontaktu ze światem. Leży w cudownie miękkim, delikatnym, jedwabnym kokonie i śni. A natura cierpliwie i z miłością przygotowuje larwę do dalszego życia. Kokon jest bezpieczny między innymi dlatego, że został utkany z kilkuset metrów delikatnej nici. Trudno byłoby się z niego wydostać i dlatego kiedy przychodzi odpowiedni moment, larwa zaczyna wydzielać specjalne enzymy, które zmiękczają ścianę i rozkładają jedwab. Wtedy mogłaby wyjść na zewnątrz, zaczerpnąć powietrza pełnego słońca i nowego życia. No ale jak to? Pozwolić larwie na zniszczenie kokonu i drogocennej nitki, na której można zarobić mnóstwo pieniędzy? Człowiek na to nie może się zgodzić. I tym właśnie odróżnia się od innych gatunków na Ziemi, że dla niego najważniejsza jest chciwość. Zabija nie tylko jedwabniki i słonie, ale też samego siebie, bo kupuje tanie jedzenie w proszku, w puszce albo w budce z fast foodem, a kiedy je śmieci, to czuje się potem jak kosz na odpadki i szybciej umiera. Ale wracam do jedwabników. Jeden dzień z życia człowieka przelicza się na jeden rok życia larwy zamkniętej w ciepłym i bezpiecznym jedwabnym kokonie. Po pięciu dniach - czyli patrząc z jedwabnikowej perspektywy - po pięciu latach spokojnej hibernacji w oczekiwaniu na wolność i następny etap życia - przychodzi człowiek. Bierze kokon i wrzuca go do gotującej się wody. Zabija larwę, żeby nie zdążyła zepsuć białego kokonu. W gorącej wodzie nitki jedwabiu zostają zahartowane i łatwiej będzie je odwinąć, a larwa zamordowana. Jeśli wciąż jest tłusta i pełna nadziei, zostanie zjedzona. Taka jest prawda o jedwabnikach, które stały się zakładnikami ludzkiej chciwości. Żeby zrobić pół kilograma jedwabiu potrzeba trzech tysięcy kokonów, czyli trzech tysięcy larw, które zostaną żywcem wrzucone do wrzątku i ugotowane. Rocznie na świecie produkuje się prawie dwieście tysięcy kilogramów jedwabiu. Stałam i wzdychałam. I bilans się z myślami. Nawet sobie nie wyobrażacie jak nieprawdopodobnie piękne są obrazy tkane z jedwabnych nitek. Złote ryby, pandy, kwiaty lotosu, tygrysy i królewny. Jest nawet wyjątkowa sztuka tkania jedwabnego obrazu, który ma dwie strony. Z wierzchu i od spodu przedstawia zupełnie coś innego. Potrafią to tylko najbardziej wybitne tkaczki, ale tradycja zakazuje nauczania tej sztuki. Mogą ją przekazać tylko swoim dzieciom. W sklepach wiszą lśniące, delikatne jedwabne suknie, chusty i szale. Płaszcze, torebki i marynarki. Bluzki we wszystkich kolorach tęczy i zestawy najpiękniejszej pościeli, jaką kiedykolwiek widziałam. Ale czy będę mogła zapomnieć, że na każdym centymetrze tej cudownej poduszki, kołdry czy sukienki jest zapisane wspomnienie larwy, która przez pięć lat czekała w ciepłym kokonie na moment, kiedy będzie mogła wyfrunąć na wolność i rozpocząć nowy etap, a zamiast tego została wrzucona do garnka i ugotowane żywcem?..." Fragment pochodzi z książki Beaty Pawlikowskiej " Blondynka w Chinach", wyd.G+J RBA, Sp. z o.o. & Co. Spółka Komandytowa, licencjobiorca National Geographic Society.
Jej przyznam, że nie byłam świadoma tego ostatniego etapu :( Straszne:( Bardzo ciekawy post muszę przyznać
OdpowiedzUsuńaż mnie zabolało (chociaż o choćby apaszce z prawdziwego jedwabiu mogę pomarzyć). A potem taka refleksja, że w filmach przyrodniczych zawsze utożsamiamy się ze zwierzęciem, o którym dany film jest i szkoda nam nawet kolonii mrówek, której kopiec, budowany w mozole, w mig rozwali mrówkojad i jeszcze wyje pół rodu. Poza tym nieuprawnione jest przypisywanie owadom (tu: jedwabnikom) tak wysublimowanych stanów psychicznych jak marzenia czy planowanie przyszłości. To są organizmy o maksymalnie uproszczonym układzie nerwowym, sterowane instynktem zaprogramowanym w genach. Funkcjonują jedynie jako element łańcucha pokarmowego. I tak po prawdzie to porusza mnie poetycki opis śmierci dla czyjejś próżności niż los larwy. . Nad zabijaniem komarów etc. się nie zastanawiam, chociaż nic mi w zasadzie nie robią. Nawet mniej niż jedwabniki, bo larwy motyli potrafią siać spustoszenie w rolnictwie, więc jakby szkodzą ludzkości w ogóle. Ludzie są próżni, ale i tak myślę, że lepiej hodować i wykorzystywać surowce naturalne, produkując i kupując z rozwagą i na lata, niż produkować takie ilości syntetyków z ropy etc. gdzie proces wydobycia surowca i produkcji, a później składowanie odpadków (czyli półroczne życie bluzeczki z HM) zanieczyszcza środowisko i truje wszystkie zwierzęta, w tym dzikie, a zwłaszcza zagrożone wyginięciem (które są zagrożone jako najbardziej wrażliwe na zmiany w środowisku). Chociaż widzisz też, że mięso larw nie jest marnowane. Tak, jak się wykorzystuje mięso i skórę np. bydła. Szokująca jest tu ilość larw, jaka jest potrzebna. W zasadzie tyle w temacie.
OdpowiedzUsuńMam prawdziwy jedwab za 3 zł (apaszka) i chyba nawet z "dobrą" metką:) poszukaj w szmateksach, najlepiej takich najbardziej zapomnianych:), wiem- banał, ale potwierdzam, że "da się", i w sumie... jednak nie napędzam koniunktury na zabijanie jedwabników... tak to sobie przy najmniej tłumaczę i siebie tłumaczę:)
UsuńTrafne spostrzeżenia. I w sumie to muszę Ci przyznać rację. Faktycznie dramatyczny opis robi tu więcej szumu niż fakty. W sumie to tak sobie myślę, że w tym temacie jestem chyba totalną modową hipokrytką, bo kocham zwierzęta, ale jak porządne buty, to tylko ze skóry.
Usuńniestety jest to smutna i tragiczna prawda... i mało osób sobie zdaje z tego sprawę. dlatego jedwab jest tak niesamowicie drogi. nie czytałam jeszcze tej książki, ale zabiorę się niedlugo za nią, poki co właśnie siedzę nad notatkami z chińskiej filozofii.... ach... pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKsiążka jest super, polecam. Chociaż pisana mega prostym językiem i czytając ją trochę zatęskniłam za tą literacką pompą i bogatym stylem wysławiania się. Ale jeżeli chodzi o fakty na temat Chin bardzo ciekawa.
UsuńDo tekstu chyba wkradł się błąd. "Stałam i wzdychałam. I biłam się z myślami." powinno być, a nie jakiś bilans z myślami.
OdpowiedzUsuńDokładnie, oczywiście, że to błąd. A to wszystko wina samopodpowiadającego słownika w IPadzie, którego szczerze nienawidzę.
UsuńZ jednej strony żal jest tych niewinnych larw. I tu odzywa się eko sumienie. Z drugiej, to co naturalne jest najlepsze (choć jeśli idzie o futra to mam inne zdanie). Jedwab jest chyba najszlachetniejszą z tkanin, więc jego produkcja nie jest tak masowa, jak np. bawełny. Człowiek jest istotą myślącą i póki co, a pewnie tak zostanie, przewodzi wszystkim organizmom na ziemi i wykorzystuje je dla swojej wygody czy przyjemności. I tekst o tym "zmarnowaniu się" jedwabiu jak larwa będzie dojrzewać, paradoksalnie, przemawia do mnie. Może to kwestia nie wierzenia w reinkarnację, ale według mnie właśnie sensem ich bytu jest tworzenie jedwabiu. Choć sposób ich zabijania może wydawać się okrutny, ale jednak nie wierzę w to, że larwy "czują". W dużej mierze zgadzam się z Justyną, larwy sieją spustoszenie i poniekąd są szkodnikami. Więc po co zabijać je od razu, skoro można wykorzystać je na jedwab... Ale to kwestia czyjegoś sumienia, chociaż taki tekst skłania do zastanowienia się nad prywatnym podejściem do materiałów, tkanin, tego co i jak nosimy, na czym jemy, co jemy i czym jemy...
OdpowiedzUsuńomg xxx absolutnie nie byla swiadoma tego xxx rewelacyjny post.dziekuje
OdpowiedzUsuńNiezła ta opowieść :) Kupiłam mojej bratowej tę książkę na imieniny, widzę, że będę musiała pożyczyć i przeczytać :) Myślę sobie, że mam kilka rzeczy z jedwabiu i wcale niefajnie się czuje jak wiem ile musiało larw umrzeć bym mogła je nosić :/
OdpowiedzUsuńLubiłam ten blog bardzo, ale ostatnio mam wrażenie, że nie masz o czym pisać i na siłę raz na jakiś czas wstawiasz temu podobne wpisy. A gdzie stylizacje? Skończ już z tymi przeintelektualizowanymi wpisami...
OdpowiedzUsuńPiotrku przede wszystkim rzucają mi się w oczy Twoje problemy z określeniem własnej płci :-D
UsuńPo drugie akurat czytałam tę książkę i ten fragment mnie poruszył i zaciekawił, więc wrzuciłam go na bloga, zeby zobaczyć jakie Wy macie odczucia w związku z tym.
Po trzecie nie mam parcia jak co poniektórzy wstawiania codziennie posta ze stylizacją, a ostatnio brak nowych zdjęć wynikał przede wszystkim z przeprowadzki do nowego miasta i braku fotografa.
A po czwarte i ostatnie - to mój blog, moja strona i póki co to ja sama będę decydować jakie treści bądź nie się na nim pojawią.
Pozdrawiam.
A gdzie stylizacje? Skończ już z tego typu wpisami, to staje się nudne...
OdpowiedzUsuńPatrz moja odp wyżej.
UsuńKiedy pojawi się u ciebie jakaś stylizacja? Strasznie ostatnio moralizatorskie te twoje posty są:/ Lubiłam tu zaglądać, ale coraz bardziej i skuteczniej mnie do tego zniechęcasz.
OdpowiedzUsuńanonimie, to jest blog eve-r-green, a nie szafa grająca spełniająca życzenia.. Jej blog, jej pomysły i jej treści.
OdpowiedzUsuń