O tym, jak "wszyscy" wspieraja polską modę, ale i tak nikt nic nie wie.

Siedzę w swojej nowiutkiej kuchni, piję herbatę i przeglądam kolorowe magazyny o modzie, urodzie i life stylu. Po przewertowaniu kilkuset stron różnych gazet dociera do mnie smutna prawda: polskie media nie chcą kreować polskiej mody! Skąd takie spostrzeżenia? Już tłumaczę.

W każdym magazynie (a aktualnie mam przed sobą 5 różnych) prezentowane są tematyczne sesje modowe, które mają nam - czytelnikom - ułatwić wybór najmodniejszych ubrań sezonu. W każdym znajdziemy również kolaże, zestawy gotowych ciuchów obrazujące aktualne trendy. Spoglądam na podpisy zdjęć.

Strona numer 1: H&M, Mango, Mohito, Zara.
Strona numer 2: Kappahl, Topshop, Diverse, Tk Maxx, New Yorker.
Strona numer 3: Tally Weijl, River Island, Bershka, znowu Zara i H&M.

Na kolejnych kartkach te same podpisy, te same sklepy, te same sieciówki...

Mimowolnie przechodzi mi przez głowę, że polska branża modowa pewnie mocno kuleje, skoro styliści ważnych magazynów w asortymencie polskich projektantów nie znaleźli nic, co mogłoby wpisywać się w aktualne trendy. Zaraz, zaraz! Stop!  Przypominam sobie nazwiska kilkudziesięciu kreatorów, którzy prezentowali swój dorobek na niedawno zakończonym Fashion Weeku. Spoglądam na wieszak, z którego elegancko zwisa złota asymetryczna tunika kupiona w Horny Bow, myślę o błękitnej batikowej bluzie nabijanej ćwiekami z Neogotiku, krótkim topie odsłaniającym brzuch od Kasi Góreckiej czy miętowych czółenkach od Kollany, które goszczą w mojej szafie. Wszystkie te rzeczy idealnie wpisują się w tematykę najświeższych trendów, podobnie jak inne ubrania zaprojektowane przez młodych i zdolnych adeptów polskiego rynku mody.

Dlaczego więc ich ubrań nie pokazuje się w gazetach? Dlaczego po raz "ochnasty" czytam o otwarciu nowego salonu Kazar w Złotych Tarasach (z zamkniętymi oczami mogę wyrecytować co miała wtedy na sobie Karolina Malinowska i Aleksandra Kwaśniewska), a w rubryce pod tytułem "Hot projektant" po raz kolejny przedstawia się mi sylwetkę zagranicznego mistrza deseni? Po co, skoro mamy własną chlubę w tej dziedzinie (Łucja Wojtala)?! Kiedy zobaczę ciekawą sesję modową z udziałem ubrań od polskich projektantów? Wraz z adnotacją, gdzie taką rzecz mogę kupić? Dlaczego chcąc mieć rzecz "made in Poland" trzeba się naszukać i namęczyć, dotrzeć do projektanta na własną rękę, za prywatne pieniądze pojechać na jego pokaz do Warszawy lub do Łodzi, aby w końcu gdzieś móc zobaczyć stworzoną przez niego kolekcję?

Świat układów i układzików, reklam i postów sponsorowanych działa nie tylko na blogach, ale przede wszystkim w dużych redakcjach. Gazety karmią nas sieciówkową papką skrzętnie omijając tematy, które mogłyby nas zaciekawić. Ciebie zaciekawią, ale oni na tym nie zarobią. Bilans jest więc prosty. Nie ma świadomości o produkcie, ba! - nawet o jego istnieniu - to nie będzie też sprzedaży. Nie będzie sprzedaży, to nie będzie rozwoju polskiego rynku mody. Tylko niewielki ułamek osób zdaje sobie sprawę, że już za 200 zł można mieć oryginalną bluzkę od projektanta, a za cenę sukienki z metką Zary kupiłabym unikatowe cudo od Eli Chodorkowskiej, Angeli z Trasha czy Arka Taraski. Nie wiecie o tym, bo niby skąd. Prasa nie ułatwia. Byłoby fajnie, gdyby redakcyjnym światem mody nie rządziła płatna reklama, tylko szczera chęć pomocy w wypromowaniu zdolnego artysty i jego produktów. Siła mediów jest przeogromna i czasem decyduje o czyimś "być albo nie być". Śmieszą mnie redaktorki niektórych gazet w pierwszych rzędach na Fashion Weeku. Siedzą tam, bo wypada. Bo są z magazynu o modzie. I tak nie napiszą żadnej recenzji z pokazu, nie użyją ubrań z wybiegu do sesji. Z późniejszej relacji z rubryki towarzyskiej dowiesz się za to na pewno, kto się potknął wchodząc na wybieg i która wódka sponsorowała after party.

Nie wierzcie więc w bajki, że polska moda jest na wymarciu, projektanci osiedli na laurach, a trzyletnie "dziecko" Pana Kłaka właśnie kładzie się do grobu. Poszukajcie w necie, przejrzyjcie katalog polskich projektantów, odnajdźcie strony z unikatowym designem na Facebooku. I uwierzcie w to, że mimo, iż życie w Polsce im tego nie ułatwia, mamy w kraju wyjątkowych projektantów, o których należy dbać i być z ich pracy dumnym. To, że o nich nie czytacie na pierwszych stronach gazet nie znaczy, że nie istnieją.

kategorie:

43 komentarze :

    1. Świetny materiał! Szczerze mówiąc teraz zaczęłam częściej odwiedzać Twojego bloga :) Świetne materiały, które otwierają nam oczy na świat! Bomba :)

      OdpowiedzUsuń
    2. racja ! zgadzam się w 100% na blogach szczerze i u mnie większość to h&m zara itp co robi się już faktycznie nudne i mało orginalne ... pozdrawiam.

      OdpowiedzUsuń
    3. Gdyby nie Facebook i strona Fashion Week'a (no i recenzje z pokazów pisane przez blogerki), to chyba mało kto wiedziałby o polskich projektantach, niestety... Większość modowych magazynów zgrabnie omija ten temat, a mamy w Polsce mnóstwo utalentowanych ludzi. Bardzo dobry tekst.

      OdpowiedzUsuń
    4. Świetny tekst! Cała prawda o tym co się u nas dzieje, jak sieciówki ogłupiają doskonałą większość społeczeństwa (i całkiem sporą grupę szafiarek).
      Pozdrawiam :)

      OdpowiedzUsuń
    5. Nie mam nic przeciwko sieciówkom, bo sama ubieram się tam bardzo często (patrz: ostatni post). Jednak gdyby było więcej polskiej mody w magazynach częściej wchodziłabym na strony projektantów, a co za tym idzie częściej byłabym na bieżąco z ich projektami i prawdopodobnie częściej dokonywałabym u nich zakupów. Dobrym sposobem jest dodanie jak największej liczby stron z projektantami na Facebooku. Oni wrzucają tam zdjęcia swoich lookbooków, Ty widzisz ich aktualizacje na swojej tablicy i w ten sposób wiesz, co się dzieje. A tak nie oszukujmy się - widzę w gazecie fajną kieckę z Zary to idę do Zary i ją kupuję, często nie myśląc o tym, że u zaprzyjaźnionej projektantki za taką cenę miałabym świetną i niepowtarzalną bluzkę i spódnicę. A potem jestem zła sama na siebie :-)

      OdpowiedzUsuń
    6. Wydaje mi się, że duże znaczenie ma tutaj globalizacja rynku modowego, bo pomimo różnic klimatycznych czy kulturowych, wszystkim oferuje się to samo. Z drugiej strony w niemieckim h&m znalazłam rzeczy, które u nas pojawiły się po 2 latach (!) jako hity (tam kupiłam kilka z nich na wyprzedaży), ale to było hm... z 5 lat temu więc może coś się zmieniło... W każdym razie sesje u nas prezentowane często są wzorowane na tych z zagranicznych oddziałów pism lub inspirowane tymi z vogue, więc łatwiej jest wypożyczyć coś z sieciówki. Mnie ciągle dziwi, jak można wydać 400 zł na sukienkę z sieciówki i później mieć pretensje, że na imprezie ktoś jest w takiej samej. Za niewiele więcej można mieć na prawdę wyjątkową rzecz. Ale to chyba magia sieci... nie wiem.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Niestety chyba nie zmieniło się za w znacznej mierze;) jakiś czas temu miałam przygodę ze sweterkiem z vero mody znalezionych na szmatach z sortu angielskiego, który do czasu aż pojawił się "u nas" zdążył się zniszczyć (mimo dbania o niego, bo mi się podobał;)... chyba przez to ręczne pranie ciągle wylewam swoje żale o ten sweterek:D

        Usuń
    7. dokładnie...to smutne, ale cóż, ja też przywiozłam sobie pare rzeczy z FW, ale szczerze mówiąc polscy młodzi projektanci często prócz orginalności nie mają nic do zaoferowania...jeśli ich ceny są na poziomie Zary czy H&M to z doświadczenia wiem, że często cierpi na tym jakość materiału niestety. Ale prawdą jest, że wystarczy "dodać" do sieciówkowej stawki niewiele, żeby dostać coś dobrego jakościowo i niepowtarzalnego, o czym mogłyby gazety informować. PS. Uwielbiam Twój styl pisania ;)

      OdpowiedzUsuń
    8. a moim zdaniem, Ty po prostu chcesz być na siłe "inna".
      nie wiem, co Cię ku temu skłania, może zazdrościsz koleżankom, które lepiej odnajdują się w branży modowej, mają więcej ofert współpracy, obserwatorów i ogólnego poparcia. Znalazłaś sposób na siebie - chcesz szokować, lecz problem tkwi w tym, że nie ubiorem (co byłoby dla Ciebie zbyt banalne na blogu MODOWYM - NUUUUUUUUUDA) a wyrażaniem przemyśleń. Tym sposobem Ewa, która niejednokrotnie ubrała się od stóp do głów w ubrania pochodzących z sieciówek nagle dostaje obrzydzenia :( wiadomo, że masz prawo do wyrażania swoich uwag, ale miej na uwadze to, że wiecznym krytykanctwem daleko nie zajedziesz:) I tak... odwołuje się do posta,w którym CO NAJMNIEJ nietaktowanie odniosłaś się do Tamary, wtedy darowałam sobie komentarz, bo i tak zginąłby w gąszczu innych. Do tamtej pory naprawdę lubiłam tutaj zaglądać i patrzeć na kolejne przygotowywane tutaj zestawy. Jednak po przeczytaniu tego, że Tamara olała Cie po tym, jak Ty mialaś przecież TAK OGROMNY PROBLEM, stwierdziłam, że nie warto poswięcać czasu na czytanie czystej hipokryzji, bo mówienie o kimś ze jest egoistą w chwilii, kiedy samy oczekujemy, że wszyscy wszystko rzucą i będą koło nas skakać - właśnie nią jest. Widzimy się tu ostatni raz co pewnie cieszy i Ciebie, żegnam

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Ha, ha, z wielkim ubawieniem czytam takie komentarze. Pominę poruszany przeze mnie wielokrotnie wątek PODPISYWANIA SIĘ pod swoimi opiniami, ale pewnie taka mądra jesteś tylko za ekranem swojego monitora, skoro nie masz odwagi się udostępnić dla świata.

        Byłoby również miło, gdybyś przeczytała choć JEDEN mój tekst ze zrozumieniem. Tekst z sobotnią relacją z FW nie był wbrew pozorom O Tamarze, ale ludzie dorobili sobie do niego ręce, nogi i ideologię i post żył własnym życiem w sieci. Poza tym rozumiem, że piętno mojego posta z FW będzie już dożywotnio się za mną ciągnęło, bo to takie osoby jak TY rozdmuchujecie całą sprawę do rozmiarów afery Rywina.Gdybyś wysiliła się też na ogarnięcie powyższego posta to wnioski, jakie z niego płynął są proste: za mało polskiej mody w gazetach. Nie napisałam, że brzydzę się sieciówkami, właściwie bardzo często się tam ubieram (mój komentarz powyżej, którego pewnie też nie raczyłaś przeczytać).

        A co swojego sposobu na blog, to masz rację, znalazłam swój: oprócz pokazania w tego, co się ubieram mam też ochotę napisać co mnie porusza. Przepraszam, że - wyrażanie przemyśleń - jak to napisałaś, szokuje Cię do tego stopnia, że nie będziesz tu zaglądać. Najwidoczniej kilka słów prawdy, na jakikolwiek temat, jest w Polsce ekstrawagancją nie do przełknięcia. Z przykrością informuję więc, że może dobrze, że zaglądasz tu po raz ostatni, bo niestety nie zamierzam zmienić ani stylu prowadzenia swojej strony ani swoich przekonań.

        Miłego wieczoru!

        Usuń
      2. Doprawdy nie rozumiem, skąd taki jad w Twojej wypowiedzi. Uważam, że Ewa prowadzi jeden z ciekawszych blogów modowych, dlatego, iż potrafi wyrazić swoją opinię i do tego robi to w sposób bardzo składny i przyjemny dla oka. Niestety, pomimo iż wiele blogerek prezentuje według mnie dość ciekawe stylizacje,nie jestem w stanie odczytać z ich bloga ich osobowości. Są po prostu bezpłciowe. Ewa natomiast rysuje swój obraz jako osoby inteligentnej, oczytanej, zadziornej i "z jajami". :) Oprócz tego bardzo dobrze, że promuje polskich projektantów i ubiera się w popularnych sieciówkach. Nie sądzę, aby za wszelką cenę szukała promocji poprzez "bycie inną na siłę". Jest inna, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo jest szczera i chętnie wyraża swoją opinię, na co wiele popularnych blogerek nie ma odwagi. A jeśli chodzi o całą "Tamara affair", to niestety absolutnie nie rozumiem skąd takie oburzenie małoletniej publiki tego bloga. Autorka postu nie obraziła w żaden sposób Tamary, a jedynie wyraziła swoje zażenowanie jej zachowaniem.

        Przepraszam, za tak długą wypowiedź :) Zazwyczaj jestem cichym obserwatorem i wierną czytelniczką Twojego bloga, jednak tym razem poczułam nagła chęć odniesienia się do tego durnego poniekąd komentarza pełnego bezsensownych caps'ów.


        Pozdrawiam i życzę sukcesów!

        Magda

        p.s. piszę jako anonim, jako że nie posiadam żadnego konta Google czy temu podobnych.

        Usuń
      3. A ja nie rozumiem po co mamy się podpisywać albo raczej jak - imieniem, imieniem i nazwiskiem, może Ci jeszcze adres podać, żebyś mogła popluć jadem na tych, którzy nie zgadzają się z Twoim zdaniem? Każdy ma prawo do własnej opinii, także anonimowej a Ty przestań tak się wściekać. Widać, że nie masz za grosz dystansu i wolałabyś żeby każdy bił Ci pokłony.
        Skoro tak, to może blog na hasełko dla wyznawców tylko? :/

        Usuń
    9. świetnie napisane, doskonale to ujęłaś, ale jak wiadomo takimi prawami rządzi świat mody na całym świecie, nie tylko w Polsce. Pamiętam,że jak zaczęło być głośno o Maldororze to wszystkie pisma, dosłownie na trzy cztery pokazywały jego ciuchy, a zwłaszcza jedną czerwoną sukienkę. Zdecydowanie takie wzmianki powinny się częściej pojawiać....jak to się mówi..cudze chwalimy, a swego nie znamy...

      OdpowiedzUsuń
    10. ja tam nie po raz ostatni,
      nie ma nic śmieszniejszego niż bulwers godny mej ciotki Violetki lat 50 (miłej swoją drogą) u dziewuszek under 18, cóż, tak się kończy podług mnie boom na wychowywanie dzieciaków podług superinnowacyjnych metod rodem z poradników

      nie mam sił na kreatywne komentatorstwo, bo (niby) muszę się uczyć...
      bardzo dobrze piszesz Ewo, a na tych cholernych blogaskach wszyscy wodę leją litrami, choć się uważają za redaktorki i bóg-wie-co, bo wiedzą co to jest baskinka, i używają feszyn słowa ,,ultra'', a wszystko takie bez charakteru, i papkowo-medialne, że zero MYŚLI WŁASNEJ to już pomijam, bo można za wiele nie rozmyślać, jak się umie coś ciekawie opisać.

      Jedyną gazetą z której czasem dowiaduję się czegoś o polskiej modzie/dizajnie jest bodajże Aktivist i smutne to, bo nie jest to wszak pismo branżowe (a tak a propos tej Twojej kuchni przypomniało mi się, że dziś kupiłam poduchę slow warsaw, którą tam w marcu dojrzałam- w Aktiviście, nie u Ciebie w kuchni, hihi)

      mam nadzieję, że ten komentarz nie zawiera nic potencjalnie bulwersującego dla Twych anonimowych czytelniczek

      ca-łuski!

      OdpowiedzUsuń
    11. Mam Ewo do Ciebie pytanie, prośbę o wojaśnienie pewnej kwestii cichemu obserwatorowi blogosfery. Zastanawia mnie(i irytuje, ale to moje) notoryczne promowanie "trendy" metek- h&m, zara, topshop, NY ostatnio asos (romway jest już chyba obciachowe) deezee i owszem, czasami polskie mohito i reserved (ale należące do jednej firmy) przez prasę i blogerki niekoniecznie w stosunku do polskich projektantów, ale poprostu do innych sklepów. Prasa- wiadomo reklama. ale blogerki? I właśnie, Ewo: bardzo mnie nurtuje to pytanie: czy wchodząc do galerii nie widzisz innych sklepów niż h&m czy zara? czy naprawdę nie masz czasu zajrzeć choćby do promodu czy bennetona, solara (pierwsze co mi przyszło na myśl, bez skojarzeń). A już nie mówiąc o tym czy nie masz czasu zajrzeć na mieście gdzieś indziej niż do galerii handlowej, czy nie macie u siebie pasaży kupieckich, butików z odzieżą "no name"... czy fajną kieckę można naprawdę kupić tylko w zarze? A, i nie należę do osób, które dla zasady nie wchodzą do jakiegoś sklepu. Już dawno chciałam zadać to pytanie, którejś blogerce, sama się skazałaś;) ale chyba to komplement może być. Nie umiem niestety jasno precyzować swoich myśli. Póki co polskie blogerki to dla mnie albo manekiny z wymienionych sklepów, albo manekiny z "unikatowymi" znaleziskami ze szmateksów, albo ogólnie przebierańce lumpiarskie. Tylko te 3 grupy.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Zaglądam do innych sklepów, jak najbardziej, ale nie odpowiada mi albo krój albo materiał albo cena, która nie jest w takim sklepie adekwatna do jakości. Wiem, że w Zarze, h&m'ie czy innych popularnych sieciówkach nie ma szału z materiałami, ale czasami niewiele lepiej jest we wspomnianym Solarze czy Vero Modzie. A mając do wyboru to samo "zło" nie oszukujmy się, ale wybieram to tańsze :-)

        No name'owych rzeczy już prawie nie kupuję. No chyba, że dorwę coś fajnego na Allegro. Pasaże i takie butiki omijać szerokim łukiem, bo nie interesują mnie rzeczy przywiezione z Turcji, a sprzedawane w cenie 200 zł.

        Usuń
    12. rasumując: czemu w takim razie u Ciebie jak widzę sieciówki, to widzę tylko "te" sieciówki? i czemu od razu tak napisałam:) aaa, zapomniałam o 4. grupie- manekiny połączone z kreacjami projektantów;)

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. A wymienione sieciówkach z prostych powodów:często są mega wierną kopią projektu światowego projektanta w miarę dobrej cenie. A że nie stać mnie na kosztujące kilka tysięcy dolarów oryginały kupuję ich tańsze odpowiedniki. Wbrew pozorom inne firmy, mimo, że również posiadające swoje butiki w co drugiej galerii handlowej mają fasony ubrań ala własna babcia, a młode dziewczyny nie szukają (jeszcze) w modzie stabilizacji, tylko odrobiny szaleństwa. Ot, takie moje zdanie :-)

        Usuń
      2. Dzięki za odpowiedź:) przy najmniej mogę mieć nadzieję, że napisałaś to co myślisz, a nie to co powinnaś;), a przede wszystkim wiesz dlaczego wchodzisz do tych sklepów. nie chciałam się "czepiać" bezpośrednio Ciebie, ale w końcu pisać możesz tylko za siebie. P.S. "Mega wierna kopia oryginału";D ja właśnie za to nienawidzę tych sklepów, ale z drugiej strony- oni kopiują, a później ich kopiują a później ktoś to kupuje... koniunkturę trzeba napędzać a z tym na pewno walczyć nie zamierzam, nie zdzierżę jedynie bezmyślności, ale to oczywiście zupełnie nie do Ciebie.
        pozdrawiam,
        Kaśka.

        Usuń
      3. No tak jest i tak zawsze będzie. Tak naprawdę modę dyktują światowi projektanci, a potem ich pomysły są przerabiane na swój sposób w sieciówkach.

        Usuń
    13. Masz racje w tym co napisalas.
      Ale powiem ktorko - taka to nasza szara polska rzeczywistosc, ktora od dziada pradziada sie nie zmienia, a powiem nawet, ze zatacza swoje bledne kolo.

      OdpowiedzUsuń
    14. Zgadzam się w 100 % i również ubolewam nad tym, że tak mało informacji o polskich projektantach można znaleźć w popularnych i czytanych przez większość kobiet magazynach modowych. W odniesieniu do tej sytuacji i nie tylko do tej najwłaściwsze jest przysłowie "cudze chwalicie, swojego nie znacie". Więcej na temat polskich projektantów można znaleźć w blogowych relacjach z np. Fashion Week - trzeba tylko wybrać odpowiedni blog, na którym możemy przeczytać rzetelne informacje, a nie np. relacje z imprez. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni i ogólnodostępne magazyny będą więcej wspominały o Naszych mistrzach, a mniej o wszędobylskich celebrytach. Świetny post!

      Pozdrawiam.

      OdpowiedzUsuń
    15. "styliści ważnych magazynów w asortymencie polskich projektantów nie znaleźli nic, co mogłoby wpisywać się w aktualne trendy" - styliści publikują to, co dostaną od PR-owców lub to, co zdołają znaleźć w showroomach. A jak wiemy, nie wszystkich młodych artystów stać na opiekę agencji PR - i tu koło się zamyka.

      I jest dokładnie tak jak napisałaś - reklamy, posty sponsorowane, układy. Gazety chętniej publikują materiały firm, które z nimi współpracują, wykupują drogie reklamy, sponsorują eventy, niż firm/marek/twórców, które są fajne, świeże, atrakcyjne - bo jakie mają mieć niby z tego korzyści? Pracuję trochę w branży Public Relations i niestety już dawno zauważyłam, że redaktorzy/styliści chętniej przyjmują gotowe materiały prasowe i packshoty, aniżeli skłaniają się do własnych poszukiwań czegoś ciekawego.

      Ten tekst zasługuje na publikację w jakimś magazynie o modzie!

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Dziękuję, ale myślę, że żadna gazeta by tego nie opublikowała, bo sama by sobie strzeliła w kolano :-)

        Pozdrawiam!

        Usuń
    16. Zauważyłam to samo. W polskich gazetach jest cisza o polskiej modzie i projektantach. Niestety, myślę, że wpływ na to ma nie tylko forma promocji, ale również dystrybucji. Żeby obejrzeć, przymierzyć, nie mówiąc o kupnie trzeba się sporo naszukać i niestety, najczęściej pojechać do Warszawy. Nie ma jednego stałego miejsca, dobrze wszystkim znanego, w którym można znaleźć polskich projektantów. Ba, każdy polski projektant chciałby się promować w tym sklepie! Niestety, nasze galerie handlowe są nastawione na sieciówki, domy handlowe wymierają, a do butiku to rzadkość.
      A co do samej promocji, to jej w zasadzie nie ma. Sama ostatnio przymierzam się do zakupu pierwszej rzeczy od polskiego projektanta. Niestety, moim pierwszym problemem był.... wybór marki. Nie mam pojęcia na kogo się zdecydować. Żadne nazwisko mi nic nie mówi i z niczym mi się nie kojarzy. Nie mówiąc o tym, że nie wiem czy dana marka/nazwisko niesie ze sobą jakąś wartość dodaną (wysokiej jakości tkaniny, wykończenie, niepowtarzalne wzornictwo). Jak nawet już znajdę coś fajnego, to z niczym nie potrafię tego zidentyfikować, więc po raz kolejny odwiedzam sieciówkę i wydaję odłożone pieniądze.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. I widzisz, zwróciłaś uwagę na bardzo poważny problem - poprzez brak promocji nie wiemy nic o stylu projektanta, brak identyfikacji z produktem -dokładnie! Bardzo dobry, aczkolwiek smutny wniosek.

        Usuń
    17. Niestety pisma rządzą się swoimi prawami i firmy jak Zara, czy Mohito płacą im gruba kasę za promocję w artykułach. Przeglądam wiele gazet, bo jest to związane z moją pracą i także mam dosyć promowania ciągle tych samych firm. Szczególnie dwóch, które sprzedają chińskie śmierdzące obuwie i wypromowały się tylko dzięki blogerkom.

      OdpowiedzUsuń
    18. Sprawa wydaj mi się być prosta.Reklama to zysk dla magazynu bo bez niej by padł.Polskich projektantów (pomijając niektórych )nie stać na zamieszczanie reklam bo nie mają takiego budżetu.Poza tym wydaje mi się,że brakuje opiniotwórczych redaktorów w naszym kraju.

      Adam,
      http://bmagazyn.com

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. No ale fajnie by było, gdyby w niektórych magazynach chociaż ze dwie strony byłyby poświęcone polskim projektantom. Mogłaby to być stała rubryka i co nowy numer czytalibyśmy o nowych nazwiskach. Rozmarzyłam się...:)

        Pozdrawiam!

        Usuń
    19. A to niech ci polscy projektanci wezmą się za promocję swoich dzieł, nie sztuką jest coś stworzyc, ale to sprzedac.
      Nasi projektanci nie są jakimis wyjątkowymi osobami, ktore kreują trendy więc ich ubrania nie będa rozchwytywane tylko ze względu na to ze nazywaja siebie projektantami, niech zainwestują w sklepy nie tylko w warszawie, ale tez innych miastach, niech sprawią by ich rzeczy chcialo się kupowac, a nie bało się wejsc do butiku w obawie ze ceny odstarszą. Niestety rynek rządzi się takimi prawami i tego nie zmienisz, reklama była jest i będzie..

      OdpowiedzUsuń
    20. Dobrze napisane, ale większość albo nawet wszystkie gazety piszą tak, dlatego, że jednak poza tą bluzką czy torebką za 200zł, o której wspomniałaś są też sukienki za 2000zł, a jak wiadomo nie wszystkich na to stać. Gazety zatem dostosowują to co jest na modelkach na sesji do tego, na co czytelników faktycznie stać. Takie jest moje zdanie na ten temat.

      OdpowiedzUsuń
    21. Smutna prawda - często poruszam ten temat w rozmowach z projektantami, znajomymi. Projektanci narzekają, że ciężko się przebić, chociaż i tak, przez ostatni rok czy dwa, sytuacja się poprawiła (np. powstało trochę showroomów, sklepów internetowych, jest FW, itp.). Z magazynów - ostatnio zaskoczyła mnie gazeta HOT, bo znalazłam w niej 5 czy 6 różnych polskich projektantów! Myślę, że jak na polską prasę to bardzo dobry wynik.

      OdpowiedzUsuń
    22. A ja CI powiem jak to wyglada z drugiej strony. Z drugiej strony wyglada to tak, ze pisze stylistka z gazety do projektanta jednego, drugiego, siodmego i okazuje sie iz "on nie pozycza ciuchow do zdjec czy do klipow bo to nie przynosi mu - uwaga - wymiernych skutkow". Kosztuje go to pojscie i nadanie paczki i reklama za darmo a to i tak dla coponiektorych jest zbyt wiele wysilku by miec promocje za free bo "wczesniej nie przynisolo im to profitow". Tekst ktory gdzies krazyl po sieci (gdyby nie moja pamiec przypominajaca ser szwajcarski byloby mi latwiej przypomniec sobie autora) o tym jak to projektanci od razu zakladaja, ze sa tak dobrzy jak dom mody Chanel i nalezy zafundowac zaporowe stawki i zachowania rodem z czerwonego dywanu i postawa roszczeniowo "wyzej srom niz tyłek mom" nie przyspaza stylistom i ludziom z gazety sympatii i checi do uzerania sie z panem ktory mysli, ze jest lagerfeldem polskiego rynku.
      Ja sie z Toba oczywiscie zgadzam bo ile mozna paczec na manekiny z sieciowek ale nie ma co udawac, ze projektanci czesto zabiaja swoj PR totalnym brakiem pokory i zrazaja ludzi do siebie i do polskiego rynku mlodych projektantow. Niestety, dwa-piec maili tonem oburzonej zmanierowanej gwiazdy i odechciewa Ci sie pisania dalej, wolisz isc i poszukac czegos do sesji w centrum handlowym bo tez nie ma sie nieograniczonych zasobow czasowych by siedziec i modlic sie przez miesiac kto sie laskawie zgodzi pozyczyc ciuchy dp gazety ktora ma wyjsc w ciagu miesiaca. A wykonanie sesji do gazety to nie jest tylko zebranie cichow jednak.. i na cyknieciu fotek jak pewnie wiesz tez sie to nie konczy.

      OdpowiedzUsuń
    23. A ja przypuszczam (bo wiedzieć tego nie mogę na pewno), że oprócz tak oczywistych spraw jak przestrzeń reklamowa czy tak zwane układy (bo nie mówmy o cenach, wiadomo, że w magazynach cena ciucha jest sprawą drugorzędną - nie licząc artykułów typu "trzysta kurtek poniżej pięćdziesięciu złotych"), ogromne znacznie ma czas. Tak, czas. Czas potrzebny redaktorom i stylistom na znalezienie danych ciuchów, by sporządzić z nich kolaż czy wypożyczyć je bez problemu do sesji. Zagraniczne marki niezwykle dbają o ten aspekt. Ubrania gotowe do akcji w showroomach, świetnie przygotowane zdjęcia produktowe... Niektóre z polskich sieciówek też nieźle sobie radzą (w sumie wszystkie z grupy LPP). A polscy projektanci... Mam wrażenie, że sporo z nich po prostu o tym nie myśli. Promocja? "Dobry ciuch się obroni". Otóż niestety, ale nawet najlepszy nie obroni się, jeśli nie będzie odpowiednio przygotowany pod kątem publikacji. Choć zdarzają się wyjątki na szczęście. I te wyjątki mamy szansę oglądać w druku.

      OdpowiedzUsuń
    24. Nie za bardzo wiem od czego zacząć ten komentarz, może od tego, że to świetny tekst z którym muszę się niestety zgodzić, aczkolwiek mam kilka zastrzeżeń.
      Zacznę może od tego, że kiedy w Polsce rozwijało się szafiarstwo, to wszyscy uważali, że to będzie odskocznia od masowo sprzedawanych rzeczy w sieciówkach, że to będzie przypływ świeżości do polskiej mody. Niestety, w większości przypadków jedno wielkie rozczarowanie. Szafiarki sprzedają się za jednosezonowe szmatki produkowane w Chinach, zachwalają wyroby wyglądające ładnie tylko przez pierwszych 10 prań. Czytałam ostatnio, że ciuchy z sieciówek robione są z materiału kosztującego 1,20zł za metr. Nie ma co się dziwić, że to kupy się nie trzyma. Młode dziewczyny oglądają Wasze blogi i stamtąd czerpią inspiracje- w głównej mierze H&M, Zara, Stardivarius i inne zagraniczne marki odzieżowe. Która z Was nawiązała współpracę z polską firmą? Z Trollem, Housem, Croppem czy Reserved? Wy nie promujecie tego co z Polski, więc nie dziwcie się, że inni tego nie robią. Wejdź na którykolwiek z linków, które masz na blogu i tam praktycznie nikt nie nosi nic ani od polskich projektantów, ani z polskich sieciówek, chociaż niesamowicie się tym podnieca.
      Inną sprawą jest to, co napisałaś 'za 200 zł można kupić bluzkę od polskiego projektanta'. Ale kogo na to w naszym kraju stać, przy żałośnie niskiej pensji. Taka bluzka to czasami 1/6 miesięcznego dochodu. Ludzi w Polsce nie stać na drogie rzeczy, ale też nie stać na tanie. Mimo wszystko większość ludzi woli wydać 10 razy po 20 zł niż raz 150. Mniejsze wydatki mniej się czuje. I zostaje wtedy w portfelu na chleb. Byle szmata z wyprzedaży w H&M kosztuje mniej niż polski projekt. Nie każdy żyje w krainie mlekiem i miodem płynącej, no chyba że moda jest przeznaczona tylko dla ludzi pięknych, młodych i z wypchanym po brzegi portfelem?
      Poza tym polskie projekty są w większość BRZYDKIE. Nie da się wyjść w tym na ulicę- oczywiście uogólnia- ale większość projektów nadaje się na powieszenie na ścianie w galerii, a nie wyjście do pracy, czy szkoły. I nie chodzi o to, że ktoś krzywo popatrzy, ale po prostu nie wyjdę na ulicy w czymś w czym widać mi np. cały biust i to bez stanika. Są rzeczy, których nie powinno się pokazywać, nawet w imię mody- i dlatego mnie obrzydza sukienka Maffashion, gdzie widać jej cały tyłek. Jej facet może to oglądać, ale nie ja. I niech nikt mi nie pisze- nie podoba się, to nie patrz. A może by tak, wiesz, że większości się nie spodoba to nie pokazuj?
      Zresztą polscy projektanci u nas się nie pokazują, więc jak niby mam ich zobaczyć? Jechać na drugi koniec Polski, na słabo przygotowaną imprezę, na którą wejściówka kosztuje parę stów?
      Wyjdźcie do ludzi z polską modą, promujcie ją, a nie siedzicie wszystkie szafiarki na dupie i narzekacie.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Jako osoba z grupy "nie stać mnie nawet na H&M a co dopiero na 200-300zł u projektanta" w pełni sie w tobą zgodzę. Ikrótko dodam, że na szczęście mam w swoim mieście dobrze rozwinięty rynek SH, dzięki czemu mam w szafie wiecej niz 5 ciuchów.
        Ewa: Co do gazet- wszystko zależy, o jakich pismach mówisz. Jeżeli komentujesz "Glamour", "Joya", "hot"- ja nie spodziewam sie po nich nic wartościowego, bo to gazety przeznaczone dla pochłoniętych konsumpcjonizmem ciężko myślacych panienek. W KMAGu, który prezentuje moim zdaniem znacznie wyższy poziom i aspiruje do innego klienta, polscy projektanci się pojawiają. Podobnie w F5. Niestety w Polsce przez brak edukacji w dziedzinie estetyki (sztyka, architektura, muzyka, moda...) jesteśmy na poziomie wieśniaka* wychodzącego ze stodoły (*emocjonalnego wieśniaka, nie chodzi mi o osoby mieszkajace na wsi). W krajach, w których dba się o gust mieszkańców, ludzie wyglądają lepiej i przestrzeń wokół nich lepiej wygląda (a u nas same domki-gargamele z katalogów), a oni smai są bardziej swiadomi i częściej korzystaja z rodzimych projektantów. (A że zwykle ich portfele są bardziej okazałe od naszych to już inny temat). Pozdrawiam ciepło! K.

        Usuń
      2. Początki szafiarstwa w Polsce, kiedy, użyjmy tego słowa -najsławniejsze dziś polskie bloggerki (bo w ciągu tych paru lat przedzierzgnęły się w nie własnie z tych swojsko, aczkolwiek nieprofesjonalnie brzmiacych szafiarek), były amatorkami w dziedzinie i rzeczywiście 'szafiarakami", prezentowały na sobie zawartośc swej wówczas licealnej/studenckiej szafy, w większości wyposażonej w zdobycze z lumpeksu i cóż -zakupy sieciówkowe (początkowo nawet nie Zara, bo kogo na nią stać). Wraz ze wzrostem popularności nastąpił proces, o którym ostatnio się słyszy w blogsferze i tv śniadaniowej ;) -bloggerki zaczęły na blogu zarabiać. I to chyba nawet więcej niż statystyczna Polka. To oddaliło je znacznie od czytelniczek i ustawiło w randze czasopism modowych w kategorii "na to tylko popatrze, i tak mnie nie stać". Więc może zwróćmy uwagę na inny aspekt promowania polskich projektantów, rezygnowania z sieciówek na rzecz oryginalności i jakości -związany nie tylko z wzrostem modowej świadomości, osobistym rozwojem w tej dziedzinie i ideologią slow fashion, ale ze znacznie bardziej pragmatyczną przyczyną -bloggerki na ciuchy projektantów po prostu stać.

        Usuń
    25. Mądrze napisane, ale same słowa niestety nic nie zmienią.
      M.

      OdpowiedzUsuń
    26. Kazar to Polska marka, prosto z pięknego Podkarpacia.

      OdpowiedzUsuń
    27. It's great that you are getting ideas from this article as well as from our dialogue made at this time.
      My weblog ; wide calf boots

      OdpowiedzUsuń
    28. Hello thегe I am ѕo glaԁ I found уour site, I
      really fоund you by mistake, while I was reseaгching on Үahoo for something else, Anyhοw I am here
      now and woulԁ just like to say thanκs a lot for a tгemendous post and a all rοund thrilling blоg (I also love the themе/dеsign), I don’t havе tіme to reaԁ through it all at the
      minutе but I have book-mаrked it and аlsο includeԁ yοuг RSS
      fеeds, sο when I have timе I will be baсκ to reаd more, Please do keep up
      the excellent b.
      Look into my blog post :: super wide calf boots

      OdpowiedzUsuń