Sprzedała się? Nie sprzedała się?

No i stało się. Będę organizować konkursy na lajki.

Wzbraniałam się bardzo długo, ponieważ zawsze chciałam, żeby to treść i zdjęcia bloga przyciągały do niego nowych obserwujących, a nie przypadkowe kliknięcia z rozdań na fejsbuku. Poddałam się niedawno, po negocjacjach stawek przy pewnej kampanii reklamowej. Współpraca nie doszła do skutku, ponieważ zaproponowane przeze mnie ceny zostały skwitowane jako niedorzeczne w porównaniu ze statystykami mojego bloga. Na nic zdały się tłumaczenia, że na swojej stronie dużą wagę przywiązuję do jakości, że treści zawsze są rzeczowe, a społeczność skupiona wokół bloga to osoby potrafiące napisać w komentarzu coś więcej niż "podoba mi się, obserwujemy?". Kampania trafiła się koleżance po fachu. To nic, że w całej jej notce nie znalazłam choć jednego zdania napisanego poprawną polszczyzną, a jakość fotek wołała o pomstę do nieba. Dla firmy liczyły się cyferki. A licznik koleżanki tych cyferek pokazywał dużo więcej.

I w pewnym momencie poczułam się po prostu wściekła. Kiedyś w dyskusji na fejsie ktoś napisał mi, żebym się nie łudziła i nie żyła wzniosłymi ideałami. "Business is business" i nie ma sie co oszukiwać, że ktoś doceni twoją pracę, tylko dlatego, że wkładasz w nią serce. Oprócz serca musisz w nią włożyć jeszcze rozum, czyli podeprzeć ją odpowiednio wysokimi statystykami. Tylko wtedy ma się szansę na przeforsowanie swoich stawek. Jednym słowem: witamy w realnym świecie. Jestem bardzo dumna z tego, co udało mi się osiągnąć na Eve-r-green. Myślę, że nie nikomu z was nie muszę udowadniać, że nowe lajki nie są mi potrzebne do lansu wśród znajomych czy po to, aby wyznaczać nimi swoją zajebistość. Jestem już zmęczona faktem, że opłacalność inwestycji w moją stronę agencje PR mierzą nie jej treścią, a statystykami. A skoro nie mogę tego zmienić, to się dopasuję.

Tak więc od czasu do czasu pojawią się na moim blogu konkursy. Mogę was zapewnić, że będę je starannie selekcjonować i wybierać te najlepsze - nie tylko te z fajnymi nagrodami, ale też z ciekawymi zadaniami konkursowymi. Ci, którzy mnie znają doskonale wiedzą, że nie znoszę tandety i fuszerki, tak więc na pewno nie uświadczycie na moim blogu rozdania, w którym w zamian za polubienie miliarda stron na fejsbuku do wygrania będzie dziergana na szydełku bransoletka w misie. No way!

Trochę boję się, że nowi ludzie będą bardzo z przypadku. Że wpadnie tu ktoś, kto nie kuma mojego poczucia humoru czy ironii i będzie pisać jakieś komentarze z dupy. Chciałabym, aby wokół tego bloga - tak jak było to do tej pory - zbierały się tylko osoby z własnym zdaniem, oczytane, wyluzowane, interesujące się modą, mające choć trochę podobny gust do mojego. Dokładnie w takiej kolejności. Nie chcę tu anonimowych cwaniaków i fanów - widmo, którzy po jednym  kliknięciu z powodu wymogu konkursu umrą śmiercią naturalną nigdy nie wykazując cienia aktywności na blogu. Boję się, ale jednocześnie wierzę, że znajdę też sporo interesujących ludzi, którzy ujmą mnie swoją otwartością i nauczą czegoś nowego.


Idą zmiany.
 Zmiany są dobre.


37 komentarze :

    1. Ewka, a może niektórzy by chcieli dzierganą na szydełku bransoletkę w misie? :/




      :D

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Mój światopogląd właśnie legł w gruzach.

        Usuń
      2. oj nie gadaj, przecież wiadomo nie od dziś, że i tak jest.

        A co do Twojej decyzji, wszyscy wiemy, że kitu sobie wcisnąć nie dasz, a i kitu wciskać też nie będziesz :)

        Usuń
      3. Nie no wiem, żartuję. Łatwe rzeczy zawsze się sprzedają, te ambitne gorzej.

        Mówię Ci, że jeszcze w głębi duszy się z tą decyzją nie oswoiłam. Z jednej strony wiem, że to jedyna opcja, a z drugiej czuję się nieswojo. Mam nadzieję, że przywyknę.

        Usuń
      4. A naprawdę wierzysz, że te 50 tysięcy fanów u popularnych blogerek to wzięła się od pstryknięcia palcami? Bo przynajmniej 1/4 jest wynikiem konkursików.

        Usuń
      5. A mnie to osobiscie ni ziebi ni parzy :)
        Przykro mi tylko z tego powodu, ze dana bloggerka X majaca przykladowo 50 tys. fanow na facebuku nie potrafi sie ubrac, a kolezanki po fachu utwierdzaja ja jednak w przekonaniu, ze wyglada super. Ale takie anomalja chyba tylko w Polsce. Btw. nie powinnas miec do siebie z tego powodu zadnych wyrzutow sumienia, tak juz wyglada sytuacja w naszym kraju. Cyferki cyferki i jeszcze raz cyferki, bo znac to sie malo kto u nas zna. ;)

        Usuń
      6. Jeszcze odnośnie tych powątpiewań co do sformułowania "jedyna opcja" - wystarczy spojrzeć na przykład blogów na międzynarodowowym poziomie (Variacje, Ewelina Gralak), którym nigdy nie zależało na dodatkowych lajkach: po kilku latach prowadzenia bloga ich fanpage nie przekraczają liczby 2,3 tysięcy.

        Czy chociażby Tobiasz z Freestyle Vouging, który chyba jako jeden z nielicznych w Polsce posiada naprawdę szeroką i fachową wiedzę na temat mody, światowych kolekcji, konstrukcji, szycia i materiałów. Ta sama sytuacja.


        Life is brutal i nie ma się co czarować, że ci wszyscy fani pojawili się z wzniosłej idei docenienia strony na poziomie. Oczywiście to działa jak samonakręcająca się karuzela, bo potem zasięg wirusowy jest większy i na bloga może trafić 10 osób tylko dlatego, że koleżanka kliknie jedno moje zdjęcie na fejsie. Ale prawda jest taka, że gdyby nie konkursy popularne blogerki nie osiągnęłyby nawet połowy z obecnych liczb jakimi mogą się pochwalić.

        Usuń
      7. nie zdziwi mnie gdyby okazało się, że panna F. kupuje lajki na all, staty podbija sztucznie jak szalona :/ życie

        Usuń
    2. Mój TŻ wciąż mi powtarza: Morus, świata nie naprawisz - albo się dostosujesz, albo zginiesz. I ma, kurczę, rację. Skoro trzeba zbierać lajki by coś więcej pozytywnego osiągnąć, to nie ma wyjścia. Zawsze pomiędzy konkursami może być duża dawka takiej Ewy, jaką znamy z bloga, jaką lubimy (lub też z którą lubimy polemizować).

      I.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. No i taką równowagę właśnie chcę zachować.

        Pozdrawiam Cię serdecznie!

        Usuń
    3. dziwny jest ten świat, ale niestety jak piszesz biznes to biznes. Ja też nie do końca się zgadzam z tymi regułami gry :( pozdrawiam cieplutko

      OdpowiedzUsuń
    4. Zawsze się ceniłem i szanowałem i gratuluję bloga z cąłego serca.

      OdpowiedzUsuń
    5. Ewa szanuję Twój światopogląd, ale pamiętaj, że nie każda blogerka ma talent do pisania i tym bardziej nie każda ma osobistego fotografa, który zadba o jakość i estetykę zdjęć. Czy to ma gwarantować sukces w blogowaniu? Nie sądzę.

      OdpowiedzUsuń
    6. W prowadzeniu bloga chodzi albo o to, żeby pisać albo o to, żeby pokazywać ciekawe zdjęcia. Jak ktoś nie umie ani jednego ani drugiego to moim zdaniem nie nadaje się na blogera. Czymś jednak musisz ludzi zanęcić.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. No nam sie tak niestety tylko wydaje. Zobacz jak wygladaja realia. wiekszosc ludzi nie widzi bledow w słowach bo robi takie same, roznicy w zdjeciach tez nie dostrzega bo nie potrafi odroznic foty kiepskiej od dobrej. Nie o jakosc chodzi a o podobienstwo do swojego targetu. taka jest przykra prawda.

        Usuń
      2. Racja. Ale taki blog nigdy moim zdaniem nie zdobędzie dużej popularności. Po prostu będzie pluskał się w miałkości swojej kałuży. Na wielkie statystyki raczej nie ma co liczyć. Aż tak głupi to ludzie chyba nie są (hope so!).

        Usuń
    7. Życzę powodzenia i oby zmiany wyszły na dobre :)
      Trzymam kciuki!

      OdpowiedzUsuń
    8. Ja się poddałam i po 3,5 roku blogowania zrobiłam konkurs z lajkami. I przeżyłam, choć do tej decyzji dojrzewałam ponad rok.

      OdpowiedzUsuń
    9. No niestety. Nikt nas nie "odkryje" w małym pokoju jeśli nie wyjdziemy na dwór. A taka forma promocji jednak w tym wyjsciu pomaga. Szczegolnie w dobie zalewu nikłościa, miłością która ma lajki wymienne bo chce chinska torebke za 20 zł..
      Ja wiem, ze Ty sie nie zmienisz. Tylko, ze zwiekszasz po prostu zakres swojego bloga. Taki kierunek sie po prostu obrał i trzeba za nim isc. Inaczej blog popadnie w zapomnienie.

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Już to kiedyś pisałam, ale napiszę raz jeszcze - napiłabym się z Tobą wódki dziś, rzeknę za polskim raperem ;)

        Usuń
    10. Mam nadzieję, że ta decyzja nie odbije Ci się czkawką. Tutaj sprzedam dwie 'anegdotki' :P
      1. Otóż fanpage mojego bloga był fajny dopóki miał max. 500 fanów, potem miałam rozdanie jakichś butów, jakichś voucherów-dodam, że nie brałam za to nic dla siebie, tylko tyle, żeby moi fani mogli coś dostać+'inne blogerki tak robią'-w każdym razie w bardzo krótkim czasie fanów na FB zrobiło się ponad 2 000. Niestety teraz aż przykro jest mi coś tam dodawać, bo zgodnie z obecną polityką fejsbuka nowe treści pojawiają się na głównej stronie niewielkiej części fanów i potem wraz z przyrostem lajków osiągają większy zasięg. Otóż moje tego zasięgu nie osiągają bo lajkują po dwie osoby. I DUPA, bardzo tego żałuję i poważnie zastanawiam się nad usunięciem tego fp-a ;/.
      Anegdota nr 2: Odnośnie tej sytuacji z niedoszłą współpracą to powiem Ci, że są lepsze kwiatki. Jedna marka kosmetyczna (popularna, na B ;x) się do mnie zgłosiła, że chce mi przysyłać kosmetyki a w zamian wystarczy, że pod postem będę pisać, make-up-marka xyz. Zgodziłam się, podałam dane i tak czekam, czekam-nic się nie dzieje. W końcu napisałam z zapytaniem, czy paczkę już wysłano, bo miałam już sytuację, że paczka zaginęła w akcji... W odpowiedzi otrzymałam formułkę typu: w międzyczasie polityka firmy uległa zmianie, współpracujemy jedynie z blogerkami mającymi powyżej 15 tys. fanów na FB. ŻENADA. Przynajmniej w moim odczuciu.

      Mimo, że ten komentarz przybrał już formę wypracowania, napiszę też, że KIEDYŚ BYŁO LEPIEJ. Mam tu na myśli przyrost fanów na fanpage-ach. Kiedyś bloger wstawiał zdjęcie słodkiego kotka, którego zasięg wirusowy (dzięki pojawieniu się zdjęcia na tablicach znajomych osób które zdjęcie polubiły) z łatwością osiągał czterocyfrowy wskaźnik, a sam fan page zyskiwał mnóstwo nowych fanów, którzy potem i tak lajkowali fajne zdjęcia itd. tworząc ruch o który przecież wszystkim chodzi.
      Nie wspomnę już o historiach, kiedy to blogerzy kupowali fanpage z 20 000 aktywnych fanów, zmieniali nazwę (kiedyś nie było tego ograniczenia, że powyżej 200 nie można) i prezentowali swoją popularność...:<

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Odnośnie pierwszej sytuacji - to są właśnie ci fani - widmo, o których pisałam. Nie wnoszą nic do życia strony czy fb. Równie dobrze mogliby nie istnieć. Czasami naprawdę nie rozumiem dlaczego ludzie się po prostu nie odfajkują po zakończeniu konkursu, skoro tematyka fanpage'a to zupełnie nie ich bajka.

        A co do firm - standard. Przynajmniej teraz. Zwróć uwagę, że niektóre sklepy internetowe piszą wprost, że współpracują tylko z osobami, które mają w ich mniemaniu jakieś tam potrzebne minimum nie tylko lajków na fb, ale też obserwujących przez Bloglovin. Takie czasy.

        Usuń
    11. Napisałaś to tak mądrze i tak "po mojemu", że nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z Tobą, Ewa. Jestem świeżakiem, ale po raptem 3 miesiącach blogowania czuję, kurcze, niesmak, jak widzę po 150 - 200 komentarzy właśnie na takich pseudoblogach, gdzie jakość zdjęć woła o pomstę do nieba, bo stylizacje są "z dupy" (to moje subiektywne odczucie), a tekst ogranicza się do "założyłam butki i popierdzielam w nich na blogasku". Niefajne, męczące i powodujące, że czuję pewne zażenowanie przynależnością do społeczności określanej mianem "bloger". Ale, tak jak wspomniały tu co niektóre osoby, inaczej chyba się nie da, choć ja cały czas wierzę, że garstka wysublimowanych czytelników lepsza niż rzesza...mniej wysublimowanych, by nie dokuczyć nikomu.
      Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Też to przerabiałam kochana. Najpierw był niesmak i oburzenie, potem obojętność, a na sam koniec - czyli teraz - wściekłość. Ja mam na to jeden sposób - przestałam wchodzić na nowe blogi. Obserwuję zaledwie garstkę, mam swoje ulubione strony i staram się nie wychylać poza nie, chyba, że ktoś poleci mi coś sprawdzonego i na poziomie. Może zabrzmi to brutalnie i niesprawiedliwie dla tych początkujących, ale tylko w taki sposób człowiek jest w stanie odseparować się od morza tandety i dalej spokojnie robić swoje. Ja ogólnie jestem osobą, która szybko się irytuje, a po przejrzeniu listy aktualizacji na Polskich Szafach ciśnienie mi czasem do 220 skakało jak czytałam te wszystkie durnoty. Teraz po prostu szanuję swoją psychikę i nie funduję sobie takich widoków. Proste i działa :-D

        Usuń
    12. Do mnie niedawno zglosila sie pewna firma kosmetyczna proponujac jakies probki produktow ktorych nie uzywam w zamian za wpis i baner na blogu!odmowilam,zakladajac bloga nie myslalam ze bede reklamowac co popadnie a blog obklejac z kazdej strony reklamami!nie o to chodzi.O konkursach myslalam i pewnie mnie tez to czeka..

      Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    13. hej Ewa. Podoba mi się Twój post ale spojrzałabym na całą kwestię business is business z innej perspektywy. Żadna duża firma/organizacja/itp nie powstała przypadkowo. Za każdym sukcesem stoi jakaś strategia - także ta związana z pozyskiwaniem klientów (tutaj fanów), którzy mogą jeszcze nie wiedzieć, że istniejesz i że Twój blog może stać się ich ulubionym.
      To, że ktoś stworzy świetny produkt, to nie znaczy, że ktoś inny go kupi, co niestety wyszło w Twoich negocjacjach - bo jakość wcale nie oznacza małej liczby fanów. Trzeba tylko dotrzeć do tych, których chciałabyś mieć za swoich fanów:) Może zatrudnij męża jako marketingowca:):)
      Blog jest naprawde fajny i trzymam za Ciebie kciuki!!

      A co do konkursów - dobry konkurs nie jest zły:)

      OdpowiedzUsuń
    14. hej Ewa, Podoba mi się Twój post ale spojrzałabym na całą sprawę z innej strony. Żadna ciesząca się sukcesami firma/organizacja/itp nie powstała bez strategii - także tej mającej na celu pozyskiwanie nowych klientów (tutaj fanów), którzy mogli jeszcze nie słyszeć o Twoim blogu i nie wiedzieć, że może stać się ich ulubionym.
      To, że ktoś stworzy dobry produkt to nie znaczy, że się sprzeda.
      Firma, z którą negocjowałaś miała trochę racji, bo tak naprawdę jakość wcale nie oznacza małej liczby fanów. Miałabyś ich pewnie o wiele wiele więcej, gdybyś pozwoliła się odkryć - a raczej gdybyś dotarła do swojej grupy docelowej.
      Ja na Twojego bloga trafiłam przypadkowo i jest moim ulubionym a ile więcej osób po prostu nie wie, że blog istnieje! Może męża zatrudnić na drugi etat na marketingowca? :)
      A co do konkursów: dobry konkurs nie jest zły:)
      Trzymam za Ciebie kciuki.

      OdpowiedzUsuń
    15. z jednej strony zawsze lubiłam tego bloga i Twojego fb między innymi za to, że nigdy nie zależało Ci na dużej liczbie fanów, ale z drugiej strony lubię go przede wszystkim za to, że masz swoje zdanie i czytając Twoje posty nie mam ochoty wydłubać sobie oczu :P a skoro więcej osób może Cię docenić za to, co ja już polubiłam to nic tylko się cieszyć :)

      OdpowiedzUsuń
    16. Kto nic nie robi ten nie nie popełnia błędów i do niczego nie dochodzi.
      Spróbujesz - przekonasz się czy podjęłaś słuszną decyzję. Twój blog - Twoje kredki - taka prawda. Sporo osób ma swoje ideały - Ty swoje jasno określasz i przez to jesteś autentyczna. Myślę, że cała sprawa wyjdzie Ci na dobre bo masz głowę na karku. Czasami trzeba być elastycznym i podgiąć się pod kogoś aby później móc samemu narzucać warunki :)

      OdpowiedzUsuń
    17. Na twojego bloga wchodzę bardzo długo i bardzo często choć jestem anonimowa ... bo nie zamierzam zakładać kolejnego bloga w tym chorym świecie ;-) a twój blog bardzo mi przypadł do gustu ;-) Pozdrawiam Angelika ;-)

      OdpowiedzUsuń
    18. Bardzo podoba mi sie to, co napisalas. Mysle, ze wielu blogerow ma ten sam problem i waha sie, czy to co robia zgadza sie z ich przemysleniami na temat blogowania w momencie, w ktorym zaczynali.

      Osobiscie uwazam, ze Twoj blog ma duzo potencjalu, zarowno zdjecia jak i wpisy sa na dobrym poziomie, wiec mysle, ze przy odrobinie "marketingowego zaangazowania" to Ty bedziesz wybierac, czy chcesz wspolpracowac z dana firma, czy nie.

      Pozdrowienia,
      Mila

      OdpowiedzUsuń