Blogerze, WTF?!
Do dzisiejszego tekstu skłonił mnie aktualnie mocno rozdmuchany konflikt Segritty z Nikonem oraz post Natalii Hatalskiej, który również do tej sytuacji się sprowadza. Coraz częściej drażni mnie wizerunek polskiego blogera w mediach i społeczeństwie - osoby chciwej, bez hamulców, która żąda i wymaga. Wchodząc w rozmowę z człowiekiem nastawionym negatywnie do blogosfery i do zarabiania na blogach często odnoszę wrażenie, że ludzie postrzegają blogerów tylko w kontekście afer, zazwyczaj (celowo lub nie) przemilczając drugą stronę sytuacji. Gdy pytam o szczegóły, bronią się mówiąc, że mówią ogólnie.
W takim razie ja też sobie dziś trochę pogeneralizuję.
Bloger, czyli zło wcielone
O co chodzi - wszyscy wiemy, a tych, którzy nie są w temacie zapraszam do kliknięcia w powyższe linki. Po raz kolejny bloger został przedstawiony jako rozkapryszony, rozpuszczony i zblazowany internauta, któremu wszystko się należy, a jak tego co mu się należy nie dostanie, to jeszcze zacznie o tym głośno krzyczeć i robić awantury. Wszędzie czytam o postawie roszczeniowej, o żebraniu o produkty, pisaniu żałosnych maili. Oczywiście w niektórych przypadkach trudno się nie zgodzić - przede wszystkim tyczy się to początkujących blogerów, którzy z blogowaniem mają tyle wspólnego, co Kaczyński ze zdrowym rozsądkiem. Są to zazwyczaj młode i początkujące osoby (13-16 lat), dla których darmowy produkt (obojętnie jaki!) to szczyt marzeń i zaoszczędzone kieszonkowe, więc próbują gdzie mogą, aby swoje fantazje spełnić. Myślę jednak, że o tym blogowym marginesie nie warto nawet pisać, bo każda normalna firma potrafi chyba rozgraniczyć rozkapryszonego małolata od poważnej osoby z określonymi priorytetami.
Inna sytuacja ma miejsce w przypadku popularnego blogera, któremu sodówa z powodu nazbieranych w przymusowych konkursach lajków i statystyk uderza do głowy ("Kochani, mam dla Was super konkurs. Do wygrania ten oto wspaniały t-shirt /zegarek /podkład super stay all day long /branso z zawieszką - niepotrzebne skreślić. Co zrobić, aby wziąć udział w konkursie? Polubcie mój profil i fan page firmy na Fb, obserwujcie blog przez sieć Google, polajkujcie post konkursowy i udostępnijcie na swojej tablicy. To takie proste!". A potem trzy tygodnie później czytam wzruszający post - "Łaaaał, kochani, jest tu Was już 30 000!!! Jesteście niesamowici! Dziękuję, że jesteście ze mną, bez Was ten blog by nie istniał."). I to za takie sytuacje wstyd mi zawsze najbardziej, gdy rozmawiam z zaprzyjaźnionymi projektantami. Włosy jeżą mi się na głowie słuchając jak pewna modowa blogerka dzwoni do marki X i dziesięć minut rozpływa się w zachwytach nad najnowszą kolekcją, tylko po to, by na koniec nonszalancko rzucić, że właśnie wysyła taksówkę i niech jej zapakują kilka rzeczy, to ona je rozpromuje. Facepalm. Autentycznie. Ale z drugiej strony zastanawialiście się kiedyś skąd się takie zachowanie bierze?
Bloger, czyli nowa powierzchnia reklamowa
Uważam, że bardziej niż sami blogerzy, winne takim sytuacjom są firmy, które w blogerze ze skupioną wokół siebie społecznością dostrzegły prostą i tanią szansę na rozreklamowanie produktu i potencjalnych kupujących. Jak to się odbywa? Nic prostszego - wystarczy wysłać darmowe buty /aparat fotograficzny /patelnię (niepotrzebne skreślić), a bloger nie tylko zachwyci się tym na fejsie, tweeterze i instagramie, ale jeszcze zrobi post z relacją na blogu. Darmowy viral produktu gotowy. Szef happy, sprzedaż wzrasta, a zadowolony z siebie pracownik firmy ze spokojem popija kawę przed komputerem z poczuciem dobrze odwalonej roboty.
Problem zaczyna się jednak w momencie, kiedy taki pracownik tę robotę dosłownie "odwala". Bo niestety, ale najczęściej wygląda to tak, że przemiły, ale leniwy pan z działu marketingu dostaje odgórny przykaz zrealizowania kampanii z blogerami w roli głównej nie mając o blogosferze bladego pojęcia. Nie robiąc więc wcześniejszego researchu (bo i po co), nie poświęcając choćby kilku godzin na przejrzenie blogów z danej branży (szkoda czasu) wysyła gotowy produkt, a do tego nie szczędzi gotówki za sponsorowanie wpisu. Ze strony blogera - sytuacja idealna. Czy Wy naprawdę się dziwicie, że potem krąży opinia, że blogerzy są rozpuszczeni? Firmy są skłonne zapłacić co popularniejszym internautom średnio około 1000 - 3000 zł za naprawdę niewymagające potu czoła czynności (no bo nie oszukujmy się - blogowanie to też praca i wysiłek, ale raczej nieporównywalny z ośmiogodzinną zmianą w kopalni) i mało tego - często nawet nie obchodzą je efekty takiej współpracy. Kilka tygodni temu zgłosiła się do mnie pewna marka proponująca bon o określonej sumie na produkty z ich asortymentu - miałam wybrać cokolwiek, co mi się spodoba i zaprezentować to później na blogu. Raz. Zrobić jednego posta. Nic więcej. Nikt nie sprawdził jak dany wpis przełożył się (i czy w ogóle) na ewentualną sprzedaż. Nikt nie poprosił mnie później o statystki, nie sprawdził rentowności zainwestowanych pieniędzy, efektywności reklamy. Wydano budżet, który z założenia przeznaczony był na kampanię na blogach - odhaczone, robota odwalona, co następne w kolejce spraw do załatwienia?
Inną kwestią, która słusznie zresztą, nastawia blogosferę bojowo ("dzicy z tomahawkiem w ręku) do współpracy z firmami jest totalne olewanie tematu i nonszalanckie podejście pracownika do blogera. Sama kilka razy dostałam wiadomość na zasadzie "kopiuj - wklej", często jeszcze z dołączoną listą mailową innych adresatów wiadomości (!) z "poważną" propozycją współpracy. Jestem ciekawa, czy Pani, która wysyła taki mailing do blogerów z taką samą beztroską podeszłaby do tematu, gdyby chodziło np. o największe i prestiżowe hotele w Polsce. Czy dopuściłaby w ogóle możliwość takich niedopatrzeń i błędów? Czy raczej każdego maila napisałaby osobno, dokładając należytej staranności i szacunku dla dużej firmy z ugruntowaną pozycją? Ja rozumiem, że blogerzy to nie prezesi milionowych korporacji, ale do cholery - skoro firma takim zachowaniem pokazuje, że nie chce jej się nawet porządnie sklecić głupiego maila, to sorry, ale mi automatycznie odechciewa się współpracy.
To samo tyczy się kwestii tytułowania początku maila zwrotem "Szanowni Państwo". Gdyby osoba wysyłająca wiadomość poświęciła choćby przysłowiowe 5 minut na zajrzenie do zakładki "O mnie", wiedziałaby, że swoją stronę prowadzę sama (chyba, że wliczamy tu moje rozbujałe ego :-P). Skoro ktoś nie trudzi się na zajrzenie na mojego bloga, to dlaczego ja mam ochoczo przyklaskiwać na pracę z taką osobą? Dla mnie to totalny brak szacunku i lekceważenie pracy drugiego człowieka. Natalia u siebie na blogu napisała, że "blogerzy często podkreślają, że w relacjach z firmami zależy im na współpracy partnerskiej. Tyle, że partnerstwo to z założenia coś, w co muszą zaangażować się obie strony." Trudno nie przyznać jej racji. Tyle, że moim zdaniem ten brak partnerstwa coraz częściej pojawia się po stronie firmy, a nie blogera. Bo jak inaczej wytłumaczyć prezenty, które firmy przesyłają blogerom? Papier toaletowy, farbki do fryzur intymnych, smyczki i breloczki z logo sponsora. Czy to jest poważne podejście dużej firmy, która na reklamę w swoim budżecie ma założone kilkaset tysięcy złotych? I czy te firmy myślą, że blogerzy to ludzie z wysmarkanym przy śniadaniu mózgiem i nie zauważą, że taki gift to prędzej ośmieszenie niż nobilitacja?
Bloger a sztuka ironii
Właśnie między innymi z tych powyższych sytuacji wzięło się funkcjonujące w internetowym slangu stwierdzenie "jestę blogerę" czy "jestę sławnom modowom blogerkom", jak ma to miejsce w przypadku mojej branży. Jest to ironiczna postawa, która de facto po trochu powstała w wyniku wydawania na blogerów dużych pieniędzy, zapraszania ich na ważne eventy i wydarzenia, bywania na salonach wśród największych gwiazd biznesu i showbiznesu. Nie ma się co dziwić, że w pewnym momencie zwykły szary człowiek, który swoją wiedzą wyróżnia się na tyle skutecznie, iż jest on postrzegany w kategorii eksperta swojej dziedziny, który z dnia na dzień staje się częścią świata, który do tej pory znał z ekranu telewizora i kolorowych magazynów zaczyna czuć się ważny. Czasami gwiazdorzy, czasami ta sława jest dla niego uciążliwa, ale nie da się ukryć, że własną pracą i systematycznością zdołał zjednać sobie sympatię tysięcy osób i jak najbardziej może stwierdzić, że jest sławnym blogerem. Bo tak jest. Czemu ma sobie odmawiać popularności, skoro często jest ona faktem?
Nie rozumiem natomiast ludzi, którzy nie wczytywując się w danego bloga, nie znając charakteru ani stylu osoby go prowadzącej, wyłuskują pojedyncze zdania wyrwane z kontekstu całej działalności strony i wymachują nimi niczym Wołodyjowski szabelką, szczycąc się, że oto mają dowód na pustactwo i zadufanie w sobie blogerów. Czasami odnoszę wrażenie, że w Polsce słowo ironia nie funkcjonuje i ludzie poważnie śmiertelnie odbierają każde przeczytane słowo. Nie widzę żadnego, ale to żadnego uzasadnienia dla stwierdzenia, że poważny bloger nie powinien mówić o sobie "jestę blogerę". Niech jeszcze się nie uśmiecha, nie dowcipkuje, nosi tylko czarne garnitury pod krawatem i wypowiada się zdaniami podwójnie złożonymi. Denerwuje mnie, że od blogów coraz częściej żąda się profesjonalnego budowania własnej marki i wizerunku i że pewne rzeczy raczej im nie przystoją. Blogerzy to gatunek specyficzny, rządzą się własnymi, odmiennymi od ogólnie przyjętych norm, prawami marketingowymi. Nie muszą być szyci pod linijkę, politycznie poprawni. Poczucie humoru (nawet to sarkastyczne) nie ujmuje profesjonalizmowi i niezależności we współpracy z klientem i ogólnym odbiorze blogera jako człowieka poważnego i życiowego. Wręcz przeciwnie - dla stałych obserwatorów to sygnał dystansu do siebie i do całej szeroko pojętej blogosfery, co raczej nie kwalifikuje się moim zdaniem na cechę ujemną.
Bloger, czyli mogę więcej
Zgodzę się natomiast z wysoce kontrowersyjnym stwierdzeniem, że bloger może więcej. Ba, nawet powinien więcej, bo właśnie tu tkwi cała istota blogów - na niezależności i na nieograniczonym (poza normami etycznymi, które w sumie dla każdego też są inne, a więc umowne) własnym zdaniu. Gdzie, jak nie na blogu przeczytasz szczerą recenzję z organizacji eventu czy przetestowania produktu? Oczywiście pomijam tu te, które rozpływają się w komplementach tylko dlatego, że firma wybrała ich do współpracy, bo to jest mega słabe. Proszę wymieńcie mi choć jeden modowy magazyn, w którym przeczytaliście krytyczne zdanie o ostatniej kolekcji Zienia czy Maciejak. Znajdźcie w mediach szczerą i nieposłodzoną relację z otwarcia słynnej sieciówki. To blogerzy zapełniają tę lukę, stając się subiektywnymi nośnikami wydarzenia, wytykając błędy, chwaląc zalety. To właśnie blogerzy, a nie zblazowane dziennikarki z modowych magazynów z zainteresowaniem przyglądają się pokazom, dlatego, bo niecodziennie bywają na takich imprezach i traktują je jako miłe wyróżnienie, a nie odgórny przymus redaktor naczelnej. To blogerzy nie odrywają wzroku od przechodzącej na wybiegu modelki, podczas gdy panie z prasy śmiertelnie znudzone grzebią w iphonach i czatują z koleżankami, odliczając godziny do darmowego aftera, na którym będą się potykać zalane w trupa na swoich niebotycznie wysokich szpilkach od Louboutina.
Epilog
Wiadomo, że prawda zawsze leży pośrodku i nigdy nie jest tak, że jedna strona jest krystalicznie czysta, a ta druga tylko zła. Normalne, że zarówno niektórzy blogerzy, jak i niektóre firmy kalają swój wzajemny wizerunek, szerząc niechęć do dalszej współpracy. Nie można generalizować i uogólniać wrzucając wszystkich do jednego worka. Ale czasem warto się zastanowić nad etymologią danego zachowania, zanim zbyt pospiesznie ocenisz nas, blogerów, jako rozkapryszonych megalomanów z pozycją roszczeniową.
Ogłoszenia duszpasterskie:
Pamiętajcie proszę o akcji z kartkami świątecznymi dla dzieciaków w Niegowie (KLIK).
I koniecznie zajrzyjcie w weekend do sklepów River Island (KLIK).
piękne
OdpowiedzUsuńI prawdziwe ;)
UsuńPOLAĆ JEJ! Dobrze gada!!!!
OdpowiedzUsuń(masz 100.000% racji!)
Trudno się nie zgodzić! Sama nie mam jeszcze doświadczenia z eventów modowych, tak licznie i różnorodnie opidywanych przez bardziej doświadczone blogerki. Coraz częściej mam wrażenie, że blogera traktuje się teraz jak celebrytę, który teraz zaraz i natychmiast chce zaistnieć. Więc wysyła/proponuje mu się byle co, licząc, że posika się po nogach z wrażenia. Tym bardziej, że jeszcze niedawno była cała blogowa ofensywa, tzn. zaproszenie dziewczyn (facetów, niestety, nie widziałam), które swoją pracą i pomysłami wypracowały sobie markę i stawianie ich w roli ekspertów, znawczyń itd... Gdzieś chyba zapomina się o tym, że to jest totalnie oddolne działanie, w którym bardzo dużo miejsca poświęca się (albo chociaż powinno) na zabawę konwencjami, stylami... Podoba mi się ten tekst, jest ironiczny (olaboga!) i taki... Twój. Gdyby ktoś mi go wydrukował, dał do przeczytania i kazał odgadnąć, kto jest autorem, bez wahania strzeliłabym, że eve-r-green.
OdpowiedzUsuńO ironio, chyba jestę blogekom
Fajnie, cieszę się, że mam w pisaniu swój rozpoznawalny styl. Dziękuję Ci za ten komentarz :)
UsuńUwielbiam czytać twoje posty, masz ciekawe i bardzo trafiające do mnie spojrzenie na temat blogerów (i nie tylko!), pokazałam ten post chłopakowi, który też stwierdził, że to co piszesz jest genialne. Brawo
OdpowiedzUsuńZawsze czytając takie trksty żałuje, że nigdy nie dotrą do tych torfów którzy pozjadali rozumy i ciskają się na prawo i lewo, że jakim prawem bloger jest bezczelny i że za tekst na blogu każe sobie płacić 2000 zl a on tyle lat w gazecie pracował i nigdy nie miał takich stawek - autentyk z dzisiaj do sytuacji. MAsakra. Blogi to nie praca, PR do wydmuszka. W ogole jedyne gdzie powinno sie zarabiac to chyba budowa i kopalnia bo co to takie tam pisanie, cykanie fotek czy krecenie obrazkow. Odnosze wrazenie, ze w naszym kraju generalnie praca inna od fizycznej ktorej nie widac na codzien od 6 rano do 15 nie jest praca tylko hobby i jakim prawem ktos za rzada pieniedzy. Przeciez bloger to społecznik (dfq??) jakim prawem czegos oczekuje.
OdpowiedzUsuńDopoki ktos nie jest po durgiej stronie absolutnie nigdy nie zrozumie jak to jest. Jak ktos jest jednak głupcem a tych jest od groma to stykając się z takim samym traktowaniem w swoim zawodzie (nie blogerskim) bedzie przykładał tą samą miarkę do blogerka jak ktoś przykłada do jego pracy.
I bardzo, ale to bardzo zgadzam się, że firmy rozpuscily blogerow. I tez wytworzyly lajkowe blogerki ktore ze wzruszeniem godnym gali oscarowej opowiadaja jak to cudownie, ze maja juz tyle fanow po czym trzy godziny pozniej oglaszaja kolejny konkurs, albo na ciuchy sponsora albo na swoje. Jaka to roznica. Wazne zeby wiecej fanow wpadlo.
A wiesz, że ostatnio nawet miałam pisać o tym post, o tej pierwszej części Twojego komentarza? Bo kiedyś się zagotowałam właśnie jak na innych blogach wszędzie ludzie (anonimy) mieli pretensję, że dziewczyny po SPAch jeżdżą, a ktoś tyra za 1200 zł. Nikt nikomu nie broni zamiast pierdzenia w stołek przed telewizorem założyć własnego bloga i doprowadzić go do takiego poziomu, żeby też chłopcy PRowcy zapraszali na wycieczki i wakacje. Tyle, że trzeba poświęcić trochę wolnego czasu i włożyć w to trochę pracy. A to już nie każdemu się chce. Pretensje zawsze mieć najłatwiej, że komuś się udało. Działać i zrobić coś produktywnego trudniej.
UsuńWiesz ale to generalnie tyczy się zawodów tak zwanych wolnych gdzie pracą jest jakaś usługa której "nie widać". Wiesz, nikt nie wykopał tony węgla, którym ogrzeje się trzy domy, albo nikt nie wybudował piętra budynku, albo nie wykafelkował łazienki. I nie chcąc obrażac tu pracowników fizycznych bo kurde bez nich nie woziłabym tyłka samochodem, nie miałabym gdzie mieszkać czy na czyzm siedzieć to nie umiem pojąć skąd to przekonanie, ze skoro mi jest zle i zarabiam 1200 to dlaczego inni za nic mają trzy razy tyle. Ja mysle, ze moze trzeba i o tym napisac. I to nie raz. Bo w naszym kraju panuje wciaz mental komuny, ze kazdy ma miec tak samo zle, a jak ktos ma dodbrze to kradnie. I o ile w gronie seniorów to rozumiem to takie przekonanie wsrod mlodych mnie autentycznie przeraza. Bo Ci sami mlodzi potem ida i zebza o zasilek bo sa tacy biedni, nie ma dla nich pracy a siedzenie na kasie za 2 tys uraga ich godnosci.
UsuńEwus czekam na jakas twoja stylizacje, stesknilam sie! pozdrawiam swiatecznie
OdpowiedzUsuńBędą po weekendzie.
UsuńZ przyjemnością przeczytałam ten artykuł, Twoje opinie na różne tematy mogą czasem wydawać się kontrowersyjne, ale przynajmniej są szczere.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
mogłabyś wydać jakąś książkę. Po prostu uwielbiam Cię czytać.!
OdpowiedzUsuńOktawia
Swietnie to wszystko ujelas - ale ja mimo wszystko uwazam, ze polscy blogerzy sa rozkapryszeni, a przede wszystkim zadufani w sobie. Nie pisze oczywiscie o wszystkich i nie chce tutaj niczego uogolniac ani nikogo urazic. Ale nic mnie bardziej tak nie denerwuje jak popularna blogerka X jest popularna z racji tego, ze jest popularna, bo o wyczuciu stylu (podkreslam wyczuciu - a nie guscie, bo o nich sie nie dyskutuje) nie ma pojecia. Kompletnie nie rozumiem systemu.
OdpowiedzUsuńamen!
OdpowiedzUsuńtrochę już dzisiaj jestem przemęczona, prawie 1 w nocy, ale przeczytałam z pełnym zaangażowaniem i popieram:) Piszesz coraz lepiej i coraz ciekawiej. Może faktycznie kominkowe rady skutkują, tylko muszę zacząć choć niektórych przestrzegać ;D
OdpowiedzUsuńpopieram :)
OdpowiedzUsuńdla mnie idea blogow modowych szafiarskich byla inna.. dawniej dziewczyny pokazywaly fajne sety, a o cos wyszperane na ciuchach, a to kupione w jakies siecowce, cos mozna bylo podpatrzyc.Przepraszam bardzo jak dla mnie maja byc w tej chwili inspirujace iedy caly set lacznie z aparatem skalda sie z giftow?? no sory? twiedzisz ze blogerzy nie sa glupi ale czytelnicy moga byc glupi?? i uwierzyc naiwnie ze to blog z poolania, bo to moja milosc, paska kocham mode?/ To nieporozumienie, nie ma nic wspolnego z moda jedynie z marktenigiem.te wszystkie nadete blogerki "modowe" maja po prostu mega zmysl handlowy i tyle.Moze i sa obrotne ze stworzyly taki fajny blog, statystykiitd ale c chcecie wcisnac czytelniczkom prezentujac tylko darmowe ciuchy?? a juz oburzenie segrity jest zalosne, moze to ona zle zrozumiala rozmowe i propozycje?? przywyczajona do darmochy nie ogla ogarnac ze jednak musi za cos zaplacic? Bronicie sie nawzajem i tyle, nikt obiektywnie nic nie napisze.I basta.
OdpowiedzUsuńNie ma nic wspólnego z modą? Przepraszam, ale chyba nie kumasz jak to się odbywa - jak zgłasza się do blogerki firma to wysyła jej to co sama sobie wybierze, w zgodzie z własnym gustem, więc nie wiem co za różnica, że dziewczyna pokazuje cos co dostała jako prezent, a co prawdopodobnie sama i tak by sobie kupiła.
OdpowiedzUsuńZa Segritą stoję murem i nie wiem dlaczego ludzie oburzają się na nią, a nie na Nikona, który sam wyskoczył z propozycją naprawy, przez dwa miesiące przetrzymał aparat i jeszcze nie raczył się odezwać. Dziewczyna o nic nie prosiła, nie żebrała o naprawę czy darmowy aparat, koleś sam wyskoczył z inicjatywą, więc skoro z nią wyszedł to trzeba było mieć jaja i dotrzymać słowa, a nie robić dziewczynie wodę z mózgu. Żałosny to jest Twój komentarz oskarżając ją o Bóg wie o co, najwidoczniej nie rozumiesz o co chodzi w tej sprawie.
Ewa tylko że to jest jej wersja, dlaczego nikt nie zaklada ze o ona cos zle zrozumiala? Zebrala, zebrala, może nie doslownie, sory ale jak skoncza mi sie tampony nie oglaszam tego na fejsie liczac ze jakies OB napisze heeej wyslemy ci za free.Zalosny moj komentarz no wlasnie.. zawsze kiedy plebs smie raczyc posiadac swoje odmienne zdanie jest zalosny, zazdrosny, hejtuje, nie rozumie sztuki, nie zna sie, nie wie o co chodzi.Jakie to polskie na waszych blogach.
OdpowiedzUsuńNo ale dlaczego zakładasz, że napisała to w nadziei na cokolwiek. Powiedziała, że opublikowała ten post tak jak każdy inny, bez żadnych podtekstów, więc to "takie polskie i typowe" jak "plebs" - jak to sobie określiłaś - nie przyjmuje do wiadomości, że tak było, tylko doszukuje się nie wiadomo jakich podtekstów, szuka sensacji i pycha z pogardą, że na pewno ściemnia i na pewno liczyła na taki właśnie odzew od Nikona. Bo przecież wiesz lepiej, co nie?
Usuńtrue
OdpowiedzUsuńRacja:) Ogladam i czytam Twojego bloga od niedawna, ale tak mnie wciągnął że przejrzałam już prawie całe archiwum Pozdrawiam ciepło Kasia
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem ;) osobiście też strasznie tego nie lubię, gdy komuś woda sodowa uderza do głowy. Obserwuje nieoficjalnie wiele blogów o modzie (swojego mam dopiero od krótkiego czasu) i z przykrością stwierdzam,że wiele blogerek się sprzedaje. Mówię tu konkretnie o blogach o modzie i stylizacach - bo taki prowadzę. Nie ma nic złego w dorobieniu się i czerpaniu korzyści z prowadzonego bloga, ale notoryczne reklamowanie produktów, bądź uważanie się za kogoś lepszego z racji posiadania popularnego bloga jest conajmniej kiepskie ;/
OdpowiedzUsuń