Faceci są jacyś dziwni
Akt I.
Akcja toczy się kilka miesięcy temu, lekko spóźniona czekam na taksówkę mającą mnie zawieźć na domówkę u przyjaciółki. W tym samym czasie w mieszkaniu znajomej, Kuba rzuca pytanie, na kogo jeszcze czekamy. Przyjaciółka skwapliwie szkicuje słowami zarys mojej osoby, zahacza o modę, mówi o mieszkaniu za granicą, rysuje mapę wspólnych znajomych oraz miejsc, w których mogliśmy się ewentualnie minąć. Kuba rozpromienia się niczym podpalona tęcza na Placu Zbawiciela i z zadowoleniem w głosie kwituje rozwiązanie frapującej go zagadki:
"Aaa jaha, już czaję. To ta dziewczyna, która się zawsze tak dziwnie ubiera."
Pięć minut później lekko zdyszana wpadam na imprezę, przepraszam za spóźnienie i witam się ze znajomymi.
Mam na sobie asymetryczną spódnicę z trenem i złote brokatowe botki.
Akt II.
Wczesna wiosna, postanawiamy z ówczesnym chłopakiem wybrać się na spacer. Wyjmuję z szafy piękną białą, koronkową sukienkę i szpilki wykończone końskim włosiem. Były patrzy na mnie z przerażeniem w oczach, krótko bije się z myślami, po czym krzyczy, nie wytrzymując napięcia: "Firankę jeszcze zdzierżę, ale kopyta diabła zostają dziś w szafie!".
Akt III.
Siedzimy w restauracji, pijemy (za)drogie drinki, maczamy chleb w oliwie. Opijamy urodziny przyjaciela. Towarzystwo z klasą, manierami i pieniędzmi. Przy stole rozgorzewa dyskusja na temat dyskoteki, w której mamy zamiar dokończyć dzisiejszą zabawę. Panowie z pełną determinacją w głosie oburzają się na skąpo ubrane dziewczyny, na wszechobecną goliznę, zbyt wyzywające dekolty, za wysokie obcasy. Tęsknią za kobiecością i elegancją, ronią krokodyle łzy za dawnymi czasami. Kilka godzin później stoję przy barze, mała czarna, klasyczne czółenka. Przyjaciel przynosi mi drinka i szepcze do ucha:
"A wiesz, w tej sukience zakryłaś wszystkie atuty swojej figury. Mogłaby być ciut krótsza."
Puszcza zawadiacko oko i schodzi na parkiet porywając do tańca malolatę w mini tak bardzo mini, że mogłabym bez problemu przeczytać nazwę producenta jej stringów, gdyby jakieś na sobie miała.
Sączę drinka z uśmiechem na twarzy.
Epilog.
Zawsze ubieraj się dla siebie, bo facetów i tak nie zrozumiesz.
Kurtyna.
Oklaski.
Kurtka - Isabel Marant for h&m, buty - Isabel Marant, spodnie / czapka / szalik - h&m, bluza - Misbehave
Świetny ten płaszczyk! Zimowe zdjęcia są takie magiczne :)
OdpowiedzUsuńświetne zdjęcia, gdzie jest tak pięknie ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Zocha
Dziękuję. To Wasserkuppe w Niemczech ;)
UsuńMega klimatyczne zdjęcia, zima ma wiele uroku w sobie.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie www.lap-stajla.blogspot.com, u mnie post o nowym trendzie wśród facetów.
genialny komedio dramat. Uśmiałam się przy firance i kopytach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
M
Dokładnie, dla siebie! I z pogodną myślą "ku przyszłości"!
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz na tle tak cudownej zimy. Świetna jest ta kurtka.
OdpowiedzUsuńJa czasem ubieram się "w guście" mojego męża, żeby zrobić mu przyjemność.... no i żeby wysłuchać kilku komplementów :D
mistrzowska stylizacja ! zapraszam http://obiektywniepozakadrem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietna stylizacja a płaszczyk jest cudowny, chociaż nie wiem czy sama miałabym odwagę go założyć:) Sceneria jest po prostu bajkowa;)
OdpowiedzUsuńZapraszam również na naszego bloga :) http://laashine.blogspot.com/2015/01/welcome-in-lashine_18.html?m=1
Masz świetny styl ! Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam :) http://xblueberrysfashionx.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńEpilog... epicki. I piszę to ja, facet, którego małżonka lubi się ubierać i kolekcjonuje ciuchy tak, że na szafie mam ochotę przybić informację o piątym stopniu zagrożenia lawinowego.
OdpowiedzUsuńI fajnie. Nie zawsze trafia w mój gust, ale nigdy jej nie powiem "coś Ty na siebie włożyła", bo się nie znam. Czasem mnie o coś zapyta, odpowiem. Czasem to bierze pod uwagę, czasem nie.
Ubierajcie się więc dla siebie, a kto ma gust niech docenia.
V
---------------O---------------
Informacja o piątym stopniu zagrożenia lawinowego :-D Mistrz. Popłakałam się ze śmiechu :)))))
Usuń