W labiryncie
Stało się. Nie planowałaś tego, ale po prostu się zakochałaś. Emanujesz endorfinami i tryskasz szczęściem, mając w sobie to radosne uczucie, że możesz wszystko i świat stoi otworem.
Bo jesteś ty. Bo jest on. Jest dobrze.
Mijają miesiące, lata i okazuje się, że czasem miłość powszednieje. Porzuca. Motyle w brzuchu zamieniają się w ostre brzytwy, podstępnie raniąc od środka. Próbujesz z tym walczyć, nie poddajesz się, znosisz upadki. Chcesz przetrwać, lecz miłość boli cię coraz bardziej.
Uwiera, rani, oszukuje, śmieje się z ciebie.
I w końcu opadasz z sił, poddajesz się, rezygnujesz. Godzisz się z tym, że to się dzieje naprawdę i że nie ma odwrotu. Ogarnia cię panika na myśl, że nic nie będzie już takie samo. Boisz się zmian i ciężkiego początku końca. Musisz wyfrunąć z bezpiecznego gniazda i urządzić się na nowo.
Na nowo wygrać życie.
Czas płynie, a ty wciąż toniesz w morzu zobojętnienia wobec wszystkiego i wszystkich. Ubrana w pancerz "dziękuję, u mnie w porządku" wychodzisz do pracy, egzystujesz jak niby nigdy nic, podczas gdy w środku ból - niemal fizyczny - rozsadza ci żyły. Codziennie rozpadasz się na milion kawałkow i od nowa bierzesz w garść. Słuchasz płaczliwych piosenek, pijesz za dużo wina i zastanawiasz się, w którym momencie to wszystko poszło nie tak. Gdzie się rozminęliście? Gdzie zapomnieliście siebie? Kiedy "my" rozmyło się na obce sobie "ja" i "ty"?
Miotasz się w labiryncie uczuć, nie potrafiąc znaleźć wyjścia.
Miłość boli i kpi z ciebie, ale jesteś silna, trwasz z wiarą na lepsze jutro. Żyjesz bez przypraw i bez fajerwerków, ale stabilnie i bezpiecznie. Trochę miałko i trochę nijako. Nie narzekasz. Liżesz rany, z biegiem czasu bolą coraz mniej. Zasypujesz popiołem wszystkie wspomnienia i wspólne mianowniki. Na dno szuflady chowasz zdjęcia z ostatniego urlopu, przykrywasz kurzem przeszłość i przyszłość zarazem. Zapominasz zapach skóry, dotyk dłoni, tembr śmiechu, czuły szept.
Czas jest twoim sprzymierzeńcem. Koi rany. Wygładza. Wymazuje. Uśmierza ból.
I właśnie wtedy, kiedy już wszystko za tobą, miłość boli najbardziej. Boli najbardziej, gdy biegnąc w deszczu przypominasz sobie smak pierwszego pocałunku w burzliwą majową noc. Gdy budzisz się w środku nocy i szukasz jego dłoni, uświadamiając sobie, że jesteś sama. Gdy pragniesz znowu być szczęśliwą - miłość płata ci figle i wyświetla w głowie dawne klisze, mierzy, porównuje, ocenia. Dorówna? Nie dorówna? Tu wszystko takie inne, złe, nieznajome, cudze. Nie wasze.
Jak kochać na nowo, gdy stara miłość zazdrośnie strzeże dostępu do serca?
Mówią, że miłość nie umiera.
Odchodzi, gdy się na nią nie zasługuje.
sukienka - vintage, buty - DeeZee, torebka - Zara
Zimno mi się zrobiło jak to przeczytałam.
OdpowiedzUsuńZimno bo mam taką historię w swoim życiu. Prawie zaleczoną. Prawie, po siedmiu latach. Miłość bywa okrutna, a jeszcze bardziej my sami ktorzy nie potrafimy jej odpuścić. Bo nasz zawód bolał za bardzo wobec świętego spokoju ktory jest tuż obok, ale nie mamy jaj by po niego sięgnąć. Bo jeszcze tylko ostatnie słowo w tym temacie. To ostatnie które nigdy nie padnie.
Bosko wygladasz! <3
OdpowiedzUsuńWchodze tu od dawna i przyznam, że nie wiem jak rozumieć ten tekst. Szczególnie, że pod nim zamieściłaś zdjęcie w stroju, w którym spokojnie można brać cywilny... Nie wiem. Pewnie miałaś potrzebę podzielić się tym, co Cię rozwala od środka, a nie chciałaś pisać zbyt jednoznacznie i wprost.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ten ciężki czas szybko będzie za Tobą. Sukienka piękna, ale przy tym tekście tak ironicznie słodka, urocza...
Trzymaj się!
Kochana Ewo...
OdpowiedzUsuńNa poczatku zwiazku budujemy relacje z wyobrazeniami o drugiej osobie a potem nastepuje baaaardzo dluuugi etap urealniania tych fantazji...I nie ma innej mozliwosci doswiadczenia czesto bolu (moze rozczarowania?) kiedy nie zaryzykujemy bycia w zwiazku. Wszystko czego nie przezylismy do konca,nie nalezy do nas. Dlatego zwiazki,ktore nie zostaly do konca "przerobione" pozostaja w naszej swiadomosci. Jak bardzo doroslym emocjonalnie czlowiekiem trzeba byc aby w pore zorientowac sie,ze to czas na rozstanie,nim zdusimy sie do konca...My kobiety lubimy czuc sie bezpieczne w zwiazku u boku osoby, ktora daje nam wszystko to, czego nie dadza nam wszystkie inne-wazne dla nas- osoby , a jednoczesnie ciagle jestesmy w pogoni za kroliczkiem,ktory w naszej glowie fnkcjonuje jako idealny obiekt westchnien...Wiecznie pragniemy poznac ksiecia z bajki a potem okazuje sie,ze i nasz ukochany ksiaze miewa katar sienny, zle dni albo spadek uczuc i bywaja dni kiedy przychodza watpliwosci...Burza uczuc jaka przechodzi w naszych glowach-niejedno solidne drzewo by powalila. Kobiety Maja trudniej-musza sie wygadac...wypisac, wyplakac...My mamy potrzebe rozmawiac o emocjach i jak sie okazuje najlepiej rozmawia nam sie z kobietami,choc to mezczyzni sa lepszymi sluchaczami i jak sie okazuje po czasie czasem jedno wypowiedziane przez mezczyzne zdanie pozostaje dluzej w naszej glowie nizeli setki porad przyjaciolki w tej sytuacji (no chyba,ze masz tak jak ja- przyjaciela mezczyzne ktory jest pedziem)...I tak jak napisalas gdzies powyzej-kazde rozstanie jest uwolnieniem sie od czegos,by podazac ku czemus innemu. Czy lepszemu? Czas pokaze ;) Zaloba po utraconej milosci, uczuciach,ktore odeszly tez wymaga czasu i najwazniejsze aby nie zatrzymywac w sobie tej energii,bo zgoda na nia pozwala dalej fali spukujacej doswiadczenie,ktore bylo i juz nie wroci a i pozwala pozegnac sie z czyms co bylo dobre ale nam akurat nie pasowalo...Glowa do gory Kobieto !
Pięknie to ujęłaś...
OdpowiedzUsuńDoooobry tekst...
OdpowiedzUsuńPrawdziwy tekst. Zyciowy. Trzeba nauczyc sie cieszyc chwila, bo najpiekniejsze w zyciu sa tylko chwile... Pieknie wygladasz! Jak z filmu.
OdpowiedzUsuń