Za co nienawidzę internetu?


Strasznie się cieszę, że wychowałam się w innych czasach. Że moje dzieciństwo spędziłam z dziadkami na wsi, szukając z babcią gniazd ptaków w krzakach porzeczek, kąpiąc się w sadzawce, biegając z ukochanym psem po łące. Zrywając słodkie jak cukier truskawki przysypane piaskiem. Wdychając zapach rumianych jabłek prosto z sadu. Biegając boso po zielonej trawie skąpanej w porannej rosie.

Cieszę się, że moje młodość przypadła na okres, w którym największą frajdą było bawienie się na podwórku przed domem do momentu, w którym wychylająca się z okna mama krzyczała ponaglająco, że czas na kolację. Że na weekend nocowałam u swojej przyjaciółki, a kolejny ona u mnie. Że na przerwie w szkole bawiłyśmy się w żelazowego berka i skakałyśmy na wielkiej skakance podśpiewując rymowane piosenki. Że popołudniami chodziłyśmy grać w siatkę na SKS-ach albo godzinami siedziałyśmy nad jeziorem rozmawiając o wszystkim i o niczym.

Ale najbardziej cieszę się, że przeżyłam swoje pierwsze miłości bez czasów komputera i internetu. Że serce waliło mi jak oszalałe kiedy w kinie nieśmiało złapał mnie za rękę, a w drodze powrotnej kupił dwa kręcone lody z automatu, bo tata mu powiedział, że wypada. Że na obozie żeglarskim po pierwszym pocałunku nie mogłam spać przez dwie noce z powodu dreszczy na samo tylko wspomnienie tego wydarzenia. Że swój zawód miłosny przeżywałam rycząc przy dźwiękach Myslovitz puszczanych z boomboxa z kolorowymi głośnikami, a w Walentynki wrzucałam anonimowe kartki pocztowe do skrzynek moich skrytych ideałów.

Cieszę się, że mam te wszystkie wspomnienia. Bo są piękne i niepowtarzalne, a po latach lekko przykurzone warstwą zapomnienia zyskały jeszcze więcej mistycyzmu i wyjątkowości. Jednak wraz z mijającymi latami nadeszła era wszędobylskiego internetu wpychającego swoje macki w każdy możliwy centymetr naszego życia. Tego obecnego, przyszłego i przeszłego. Pojawiły się pierwsze portale społecznościowe, sieć znajomych zaczęła się zacieśniać, a koledzy i koleżanki z podstawówki nie byli już tylko odległymi wspomnieniami, ale nabrali realnych kształtów w postaci wrzuconych na "walla" zdjęć.




I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że człowiek wiedziony wrodzoną ciekawością, zaczyna z przyspieszonym pulsem przeszukiwać odmęty internetu w poszukiwaniu swoich dawnych miłości. Niespełnionych nadziei. Zgubionych wspólnych dróg. Znacie to uczucie, kiedy w waszej głowie pobrzmiewają refleksy wspomnień, które niejako was ugruntowały? Wskazały dalszą drogę albo sprawiły, że wybraliście całkiem inną? W pamięci jak relikwie hodujecie retrospekcje waszej licealnej miłości i Pawła z niebieskimi jak morze oczami, który uwielbiał bawić się kosmykiem twoich włosów. Był taki przystojny, a ty na zabój w nim zakochana. Potem studia, dzikie imprezy, związek na odległość, inna rzeczywistość. Rozstanie było kwestią czasu. Dziś jesteś szczęśliwą singielką, ale czasem odpływasz marzeniami w przeszłość budując w głowie wizje alternatywnej czasoprzestrzeni. Zachowując sentyment i snując niedopowiedzenia.

Co by było gdyby?

I nagle go znajdujesz. Jest. Przeprowadził się i zapuścił brodę, ale błękitne oczy nadal hipnotyzują z fotografii. Kilka kliknięć, hej, co słychać. Jest podekscytowany, proponuje drinka. Spotykacie się po 7 latach. Trochę przytył, dalej ubiera się jakby miał 16 lat, ale starasz się nie zwracać na to uwagi. Opowiada o rozwodzie i byłej żonie. Prawdziwa suka, wyjaśnia. Przy czwartym mohito pyta, czy nie miałabyś dla niego jakiejś pracy, bo przecież dobrze ci się powodzi. Po szóstym, z cuchnącym od alkoholu oddechem, proponuje szybki wypad na tyły baru. Jak za starych dobrych czasów, szczerzy się w uśmiechu prezentując brak górnej czwórki. Z godziny na godzinę twój wyidealizowany Pan Wspaniały zmienia się w smętnego, przybitego życiem nieudacznika bez pasji i krzty kultury. Z nieukrywaną niecierpliwością zerkasz w stronę wyjścia. Twoja taksówka miała być 10 minut temu.

Wchodzisz do domu i zmęczona buzującymi się emocjami padasz na łóżko. Bierzesz do ręki laptopa.
Odpalasz. Logujesz się na fejsie. "Beznadziejny wieczór" umieszczasz w okienku tekstowym, dodajesz smutną buźkę i naciskasz enter. Twoje wyobrażenie idealnej licealnej miłośni pęka niczym bańka mydlana. Dobrze, że żyjesz w takich czasach, wzdychasz z ulgą. Inaczej do dziś trwałabyś w iluzji perfekcyjnego wspomnienia. Zamykasz oczy.












Zaśniesz szczęśliwa czy przygnębiona?

kategorie:

12 komentarze :

    1. o rany, ale fajny tekst.. zgadzam się. też się cieszę że wychowywałam się bez internetu.. Pozdrawiam :)

      OdpowiedzUsuń
    2. Podpisuje sie rekoma i nogami, na pewno pod pierwsza czescia. Ostatnio lapie sie na mysleniu o tym jak inne bylo moje dziecinstwo od dziecinstwa moich synow. Musze im zorganizowac nocne biwakowanie w namiocie i pieczenie kielbasek na kiju. Chocby w przydomowym ogrodzie.

      OdpowiedzUsuń
    3. No prosze mimo swojego bardzo mocno zakorzenionego w nostalii i wspomnieniach charakteru nigdy nie wklepałaam imienia swoich dawnych milosci, tych sprzed interentu. Wiedziona przeczuciem, ze lepiej pewne rzeczy zostawic w takim kształcie w jakim je zapamiętalam.
      tak też się cieszę z tych czasów w których wyrosłam. I ogarnia mnie coraz większy smutek, że nawet moje dzieci nigdy nie posmakują takich pierogów z jagodami jak ja kiedy po całodziennym zbieraniu jagód wchodzilisy w kilkanaście osób i dzieci do jednej kuchni by te pierogi lepić..
      Z drugiej strony.. nie wiemy do konca jaka glebie wspomnien zapamietaja obecnie dzieci wiec czy aby napewno trzeba im wspolczuc? Czy zrozumiec, ze swiat sie zmienil i ich wspomnienia sa juz na innym nosniku..?

      sorry za elaborat znów ;)

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Albo smak pomidorów z ogródka! Teraz już takich nie ma.

        Jak zwykle masz trochę racji - nasze dzieci nie będą wiedziały za czym tęsknić, co też czyni mnie smutną. Nie wiem jak odkleję swoją pociechę od monitora, jak sama prawie od niego nie odchodzę.

        Usuń
    4. ale genialny tekst :)
      powiem szczerze,że ja też się ciesze ,że jeszcze załapałam się na czasy kiedy koledzy wołali mnie by pojeździć rowerem przez otwarte okno domu nie przez smsy, że budowałam bazy na drzewach i miałam siniaki na kolanach :D

      ahhh gdyby te czasy wróciły :)

      OdpowiedzUsuń
    5. hehe
      swietny tekst :)

      jak tam sie ciesze, ze zyje w dobie internetu, duzo ulatwia, a i oczywiscie tez sie odkochalam na dobre ;)

      OdpowiedzUsuń
    6. nie zmieniłabym kropki w tym tekście. i też się cieszę, że mam podobne wspomnienia z lat szkolnych. wspomnienia są piękne ale właśnie dlatego że są wspomnieniem i pewnych rzeczy nie ma sensu odświeżać, miały racje bytu tylko w pewnym miejscu w pewnym czasie i lepiej niech tak zostanie. odpowiadając na twoje pytanie - nie zasnęłabym wcale, byłabym wściekła że zostałam pozbawiona wspomnienia

      OdpowiedzUsuń
    7. Bardzo miło się czyta ten tekst :) A co lepsze, właśnie moja pierwsza licealna miłość miała na imię Paweł i również błękitne oczy. Po rozwodzie jeszcze nie jest, ale widząc go po latach również przeżyłam swego rodzaju rozczarowanie :)

      OdpowiedzUsuń
    8. Swietny post. Ja równiez uwielbiam wspomnienia z dzieciństwa...

      OdpowiedzUsuń